Światem boksu wstrząsnęły ostatnie wydarzenia z Chicago. 12 października Patrick Day walczył z Charlesem Conwellem. Pierwszy z nich został brutalnie znokautowany. Już nigdy nie odzyskał przytomności i zmarł po czterech dniach.
Była to już czwarta śmierć na ringu w tym roku. Wcześniej z powodu odniesionych obrażeń zmarli Maksim Dadaszew, Hugo Alfredo Santillan i Borys Stanchow.
Czytaj także: Artur Szpilka może zmienić kategorię wagową. "Rewelacyjny pomysł"
Z ryzyka, jakie niesie za sobą uprawianie bosku, zdaje sobie sprawę Deontay Wilder, dodając jednak, że fani chcą, aby w ringu dochodziło do nokautów, bowiem to sprawia, że ten sport jest bardziej ekscytujący.
- Zawsze mówię, że ryzykujemy życiem dla rozrywki innych - powiedział Wilder w rozmowie z "The Sun". - Jest jedna pewna rzecz w życiu i to jest uniwersalny język, każdy chce zobaczyć jak ktoś dostaje łomot - dodał.
ZOBACZ WIDEO: "Klatka po klatce" (highlights): najciekawsze akcje gali FEN 26
W przeszłości na Deontaya Wildera spadła ogromna fala krytyki za powiedzenie, że chciałby zabić w ringu. Ponadto uważa, że w tym sporcie nie ma miejsca na przyjaciół.
Czytaj także: Dereck Chisora straszy Davida Price'a. "To są owce idące na rzeź"
- Czasem się boję, bo czuję się niekontrolowany. Myślałem o tym wiele, wiele razy - powiedział Wilder, zaznaczając, że "przeraża go jego niszczycielska siła uderzenia, ponieważ obawia się, że mógłby kogoś zabić".
- Gdy jestem na ringu staję się zupełnie inną osobą, czuję się inaczej. Jestem "Bronze Bomber", poza ringiem jestem Deontayem Wilderem - skomentował amerykański bokser.