Przypomnijmy, że Krzysztof Głowacki przegrał z Mairisem Briedisem przez techniczny nokaut w trzeciej rundzie. Sędzia popełnił jednak szereg błędów - najpoważniejszym z nich było niedostrzeżenie uderzenia łokciem w wykonaniu Łotysza (więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ).
Polak został wezwany do Portoryko, gdzie był przesłuchiwany w tej sprawie przez przedstawicieli federacji WBO. - Mówiłem, że później miałem opóźnioną reakcję i nogi jak z waty. Po tym uderzeniu było już po wszystkim. Może gdyby sędzia dał mi z pięć minut? Dwóch z trzech przesłuchujących przyznało, że widać na nagraniu zmianę moich ruchów - wyjaśnił Głowacki w rozmowie z "Przeglądem Sportowym", który dodał także, że całe przesłuchanie trwało blisko pięć godzin.
Czytaj także: Tyson Fury chce spróbować swoich sił w MMA. Debiut możliwy jeszcze w tym roku
- Pytanie, papiery, pięć razy oglądanie powtórek... A dlaczego to, tamto i tak dalej. Cieszę się jednak, że razem z Andrzejem Wasilewskim podjęliśmy tę walkę, bo teraz mogę się bić o pas - powiedział Głowacki, tłumacząc, dlaczego wszystko trwało tak długo.
Czytaj także: KSW 52. Aktualna karta walk. Szykuje się świetna gala w Gliwicach
Federacja WBO chce powtórzenia walki Głowackiego z Briedisem. Problem w tym, że w ringu ponownie nie chce stanąć Łotysz. - Pewnie, że mam żal, ale również go rozumiem. Ma swoje lata i chce zarobić, odłożyć, mieć coś na przyszłość, więc wybiera kasę - skomentował Krzysztof Głowacki.
- Co dalej ze mną? Cóż, jest szansa na walkę o pas WBC z Ilungą Makabu lub z kimś innym o tytuł WBO. Trzeba usiąść z promotorem Andrzejem Wasilewskim i trenerem Fiodorem Łapinem, żeby wszystko przeanalizować. Sam też będę patrzył na pieniądze - zakończył polski pięściarz, zdradzając swoją przyszłość.
ZOBACZ WIDEO: Artur Szpilka chce walki z Krzysztofem "Diablo" Włodarczykiem. "To cykor. On nie chce tej walki"