Waldemar Ossowski: Z sali gimnastycznej na galę roku. Pustynna misja polskiego "Wikinga" (komentarz)

Getty Images / Na zdjęciu: Dillian Whyte (L) i Mariusz Wach (P)
Getty Images / Na zdjęciu: Dillian Whyte (L) i Mariusz Wach (P)

Kiedy w kwietniu wydawało się, że niewiele już pozostało z Mariusza Wacha po przegranej z Martinem Bakole, ten pokazał, że ma pomysł na dalszą karierę. Pieniądze i to spore można zarobić nie będąc na szczycie i Polak jest tego przykładem.

Mariusz Wach nigdy nie stronił od walk z poważnymi rywalami. Z dużą odpornością na ciosy był nie przełamania nawet dla Władimira Kliczki, a łatwo w ringu nie mieli z nim Jarrell Miiler czy Aleksander Powietkin. Każde zdrowie ma jednak swoje granice i wydaje się, że u polskiego "Wikinga" walka kwietniowa z Bakole pokazała, że chyba zostały one już przekroczone. Nie należy zapominać bowiem, że Wach przez lata kariery wylatywał też na sparingi do najmocniej bijących pięściarzy na tej planecie, m.in. Anthony'ego Joshuy.

Kiedy po gali w katowickim Spodku wydawało się, że kariera Mariusza Wacha jest skończona, sam zainteresowany po chwilowym zastanowieniu, zdecydował się w którym kierunku iść. Bez większego echa przeszły w mediach jego dwie wygrane nad mało znanymi Gruzinami z ujemnymi rekordami, aby tylko odbudować swój rekord. To było warunkiem koniecznym w karcie przetargowej do kasowych walk.

Mariusz Wach sam opłacił rywala i koszty ostatniej gali w sali gimnastycznej w 7-tysięcznych Pieszycach, mając na uwadze, że zaraz na stole pojawi się oferta walki o duże pieniądze. Tak tez się stało, bo prawa rynku bokserskiego często są przewidywalne i to do bólu. Nikt nie chce zakontraktować na walkę Mariusza Wacha po trzech porażkach z rzędu, ale za to po dwóch wygranych tak. I już mało kogo obchodzi, że te wygrane nie mają żadnego odniesienia do aktualnej formy "Wikinga" i są zbudowane na tzw. "bumach", a gale sfinansował sam Wach.

ZOBACZ WIDEO: "Klatka po klatce" #38 (całość): podsumowanie KSW 51, iskry przed walką na KSW 52

Zobacz także: Znamy liczbę sprzedanych PPV za rewanż Wildera z Ortizem

Według doniesień 39-latek czekał na dobrą ofertę z zagranicy i takie się pojawiły, a ostatecznie propozycja starcia z Dillianem Whyte'em okazała się najlepszą z możliwych. Szanse na wygrane Polaka są niewielkie, odzwierciedlają je notowania bukmacherów. Whyte jest przecież w szczytowym momencie swojej kariery, w ostatniej walce sięgnął po pas tymczasowego mistrza świata. Eddie Hearn załatwił mu pojedynek na karcie gali Joshua - Ruiz 2, tylko po to aby nie zardzewiał, kiedy nie do końca wiadomo, jak potoczą się jego losy po wpadce dopingowej po walce z Oscarem Rivasem. Pod względem rankingu bowiem starcie z Wachem nie ma sensu dla Whyte'a, który niedawno okazywał się lepszy od takich zawodników jak Dereck Chisora i Joseph Parker.

Do Mariusza Wacha nikt nie ma pretensji, że odcina kupony od swojej kariery, ma do tego pełne prawo. "Wiking" musi jednak pamiętać o zdrowiu, zwłaszcza po ostatnich, przykrych miesiącach w boksie. Waga ciężka nie wybacza błędów, a Polak nie ma już tak "tytanowej" szczęki, jak kiedyś.

Zobacz także: Olbrzymie pieniądze dla Joshuy i Ruiza Jr

Dla polskiego kibica fakt, że na gali roku zawalczy nasz "ciężki" to absolutna gratka. Jak może wyglądać jego pojedynek z Jamajczykiem? Czy stać Wacha na sprawienie niespodzianki? To pytania trudne, bo mało wiemy, jak tak naprawdę wyglądały przygotowania byłego pretendenta do tytułu mistrza świata. Pewne jest, że poza bokserami z polskiego podwórka, Wach nie zatrudnił do pomocy żadnego pięściarza z zagranicy, ale miał za to sumiennie przepracować okres 8 tygodni do walki.

Nieco nadziei wlewa do naszych serc fakt, że Dillian Whyte nie prezentuje w Arabii Saudyjskiej życiowej dyspozycji w pod kątem fizycznym i 7 grudnia może być cieniem formy ze swoich ostatnich pojedynków.

Waldemar Ossowski

Źródło artykułu: