Igrzyska olimpijskie w Paryżu były dla Imane Khelif czasem ogromnej radości, ale też smutku. Algierka wywalczyła w stolicy Francji złoty medal w boksie. W trakcie trwania zmagań musiała jednak mierzyć się z krytycznymi komentarzami kwestionującymi jej płeć.
Początek zamieszania z udziałem Khelif i Lin Yu-Ting, która w olimpijskim finale pokonała Julię Szeremetę, pojawił się podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata. Obie zawodniczki zostały wówczas zdyskwalifikowane, a kontrowersje z nimi związane powróciły w Paryżu. Po zakończeniu igrzysk temat nie ucichł i krytyczne komentarze nadal się pojawiają.
Khelif postanowiła położyć im kres. Podczas panelu dyskusyjnego w ramach konferencji "Doha Forum" wystosowała jasne ostrzeżenie w kierunku krytykantów. - Bez wątpienia będzie więcej krytycznych głosów, ale jest prawo i każdy, kto się na nie zdecyduje, zostanie pociągnięty do odpowiedzialności prawnej - stwierdziła wprost, cytowana przez "The National".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak wygląda typowy dzień Aryny Sabalenki
- Najważniejsze jest teraz, aby moje sumienie było czyste, a mój kraj wiedział, kim jestem. Zyskałam nową pewność siebie i odnowione poczucie woli, mając przed sobą wiele aspiracji - dodała mistrzyni olimpijska.
Algierska pięściarka wróciła również do wydarzeń, które miały miejsce przed igrzyskami. Hejt pod jej adresem pojawił się również w mediach społecznościowych. - Platformy mediów społecznościowych to miecz obosieczny: mogą przynosić korzyści i pozytywne nastawienie, ale mogą też szkodzić. Byłam zastraszana i spotkałam się z nienawiścią, ale to popchnęło mnie do oporu i zdobycia medalu - podsumowała.