Krzysztof Głowacki rozpoczął odważnie, trafiał na korpus i próbował zepchnąć oponenta do obrony. Ołeksandr Usyk po kilkudziesięciu sekundach pasywnej postawy przejął inicjatywę, bił z kontry i wykorzystywał luki w gardzie polskiego czempiona.
W trzeciej rundzie mistrz olimpijski wzorowo pracował prawym prostym. "Główka" wracał do narożnika z rozbitym łukiem brwiowym. Pretendent imponował swobodą poruszania się po ringu i wyprowadzania ciosów. Głowacki z kolei wywierał presję i choć nie był tak mobilny, to wykazywał się momentami szaloną wręcz ambicją.
Maestro techniki - tak należałoby określić poczynania Usyka. W momentach bezpośredniego zagrożenia znakomicie odskakiwał na nogach, niwelując tym samym największe atuty podopiecznego Fiodora Łapina.
Mnóstwo emocji było w ostatnich fragmentach konfrontacji. W 11. odsłonie mocne bomby spadły na głowę Polaka, na szczęście Głowacki nie padł na deski, potwierdzając renomę niezwykłego twardziela. W ostatnim starciu obaj poszli na całość - w powietrzu świstały potężny sierpy, szybki jak strzała pretendent rzucał kolejne ciosy, a pięściarz z Wałcza ostatkiem sił próbował odwrócić losy ciekawej batalii. Rywal znalazł się nawet na deskach, ale upadek spowodowany był wyłącznie złym ustawieniem nóg.
Po dwunastu rundach sędziowie punktowali 119-109, 117-111, 117-111 na korzyść zawodnika z Ukrainy. Głowacki stracił trofeum World Boxing Organization w drugiej obronie.
ZOBACZ WIDEO Głowacki cięższy od Usyka, trener Ukraińca wściekły