WP SportoweFakty: Jose Antonio Villalobos boksował już w Polsce, w ubiegłym roku na gali Polsat Boxing Night przegrał na punkty po bardzo twardej walce z Patrykiem Szymańskim. Nie wszyscy zgadzali się z końcowym werdyktem, było sporo dyskusji. A jakie są pana refleksje po tym pojedynku?
Kamil Szeremeta: Miałem przyjemność oglądać tę walkę. Przygotowując się do rywalizacji z Argentyńczykiem, braliśmy ten pojedynek jako przykład. W rywalizacji z Szymańskim nie powinien przegrać, bo Polak był w tej walce słabszy. Im częściej oglądam to starcie, tym większą widzę przewagę Villalobosa, który ma nieprzewidywalny styl, trudny dla ludzi z Europy. Szymański chyba za bardzo uwierzył w swoje możliwości i go zlekceważył. Villalobos był skupiony, pokazał jajca i wygrał. Ja nie zamierzam go lekceważyć. Skupiam się tak, jakby przede mną było największe wyzwanie w karierze. Cały obóz przygotowawczy przebiegł bez kontuzji. Teraz odpoczywam i nie mogę się już doczekać soboty! Zrobimy widowisko.
Zajmuje pan 13. miejsce w światowym rankingu WBO, mistrzem w tej dywizji wagowej jest Billy Joe Saunders z Wielkiej Brytanii. Walka o tytuł mistrza świata jest kwestią marzeń czy kwestią czasu?
- Jakich marzeń? To wyłącznie kwestia czasu! To jest mój cel, marzenia to mają słabi. Wcześniej czy później do tego dojdzie, a z każdą kolejną walką będę piął się coraz wyżej w rankingu. Mam nadzieję, że w tym lub następnym roku dostanę swoją szansę. Już pojawia się możliwość rywalizacji o tytuł mistrza Europy z Włochem Emanuelem Blandamurą. Do września musi stoczyć ze mną walkę albo straci pas. O tytule europejskim też myślę - jadę tam, wygrywam i przywożę pas do Polski. Chciałbym jechać do Włoch na teren rywala, poczuć tę aurę wyjazdu i tam zwyciężyć. Bramka strzelona na wyjeździe liczy się podwójnie. Na razie jednak chce się skoncentrować na sobocie, bo mam ciężką przeprawę i muszę ją wygrać.
ZOBACZ WIDEO: Masternak broni gwiazdora z Niemiec. "To tylko jego sposób na promocję"
Na wyjeździe jednak z reguły jest o wiele trudniej.
- W życiu nie raz będzie ciężko. Proszę pamiętać, że ja idę na szczyt, więc zawsze będę miał pod górkę, nigdy z górki. Nie narzekam i jestem nastawiony na to, że będę miał ciężko.
Pewność siebie w słowach i czynach Kamila Szeremety jest od zawsze. Jedni mówią, że może to pana w końcu zgubić, inni z kolei twierdzą, że to poważny fundament pod przyszłe sukcesy.
- Jak wchodzisz do ringu i masz chwile zwątpienia w samego siebie, to po co to w ogóle robisz? Do każdej walki jestem w stu procentach pewny siebie. Nastawienie? Wchodzę, wygrywam walkę, schodzę. Wszystko. Inni myślą, że pewność siebie mnie zgubi? Może ich to faktycznie gubi, mnie na pewno nie.
Od niespełna roku trenuje pan pod okiem Fiodora Łapina…
- Od ośmiu miesięcy.
Ok. Trener Łapin ma renomę jednego z najlepszych trenerów w Polsce. Co czynie tego szkoleniowca tak dobrym w tym fachu?
- Indywidualne podejście do każdego zawodnika. Na każdego pięściarza znajduje czas, by poświęcić mu sto procent swojej uwagi. Jeśli chodzi o kwestie pozasportowe, to jest dobrym człowiekiem. Jest dla nas jak ojciec i to też jest duży plus we współpracy trenersko-zawodniczej.
O walce Zimnoch vs Mollo: Jak przez cztery rundy Krzysztof wytrzyma napór tego dzika ze Stanów Zjednoczonych, to istnieje bardzo duża szansa, że wygra tę walkę.
Trener Łapin sprawia wrażenie człowieka bardzo poważnego, ale ponoć świetnie potrafi zrównoważyć koncentrację z humorem.
- Kiedy trzeba jest oczywiście bardzo poważny, ale na sali treningowej czasem jest również śmiech i zabawa. Jest czas na zapier***, ale jest też czas na żarty.
Jaka jest więc ocena tych ośmiu miesięcy współpracy? Co udało się w tym czasie poprawić?
- Rozumiemy się coraz lepiej. Trener widzi oczywiście w moim boksie błędy, ale chwali mnie za to, że ja rozumiem te niedociągnięcia i chcę je poprawić. Zobaczymy 25 lutego, czego nauczył mnie trener Łapin i co dały mi te treningi. Najważniejsze jest to, jaka forma będzie w dniu walki. Sparingi przebiegły zaje******, na ostatnich treningach było "oko", szybkość, praca nóg - wszystko. Jest lepiej, choć nie ukrywam, że za mną jedne z najcięższych przygotowań w karierze. Wszystko i tak okaże się w ringu. Czy trafię ze studziesięcioprocentową formą? Na pewno tak będzie! Mam najlepszego trenera i wierzę, że nasza współpraca będzie trwała... 250 lat.
Osiągnięcie limitu kategorii średniej (72,6 kg) nie będzie stanowiło problemu?
- Od poniedziałku rozpocząłem dietę białkową. W tej kwestii współpracuję z Radkiem Majewskim z Centrum Dietetyki Stosowanej w Białymstoku. Chłop wykonuje dobrą robotę, poświęca wolny czas na dokształcanie się, by móc jak najlepiej mnie przygotować. W czasach boksu amatorskiego czy na początku zawodowstwa miałem z tym dużym problem, nie wiedziałem do końca, jak odpowiednio się odżywiać. Potem po 3-4 rundach walki nie było paliwa. Teraz mam znakomity skład ludzi wokół siebie, a zwycięstwa sprawiły, że stałem się bardziej rozpoznawalny. W końcu można coś odłożyć, zmienić samochód, kupić coś dla żony. Jestem w trakcie kupowania mieszkania, same plusy. Nie jest tak, jak kiedyś, gdy myślało się o tym, jak dotrwać do "pierwszego".
Pewnie w czasach kariery amatorskiej było pod górę?
- Znamy realia boksu amatorskiego. Co tu ukrywać? Słabo było. Człowiek dorastał, chciał wynająć stancję, kupić samochód, miał swoje wydatki, a pieniędzy jak nie było, tak nie było. Chęci także opadały w takich momentach. Teraz widzę, że da się wyżyć z boksu, dzięki uprzejmości sponsorów. Gdy zapie******* i widzisz, że ma to sens, że jest z tego chleb, to i robota lepiej idzie.
Główną atrakcją wieczoru w Szczecinie będzie rewanżowy pojedynek pomiędzy Krzysztofem Zimnochem i Mike'em Mollo. Pierwsza walka zakończyła się demolką po 128 sekundach na korzyść Amerykanina. Polak zdoła poukładać sobie w głowie tę historię na tyle, by drugie starcie wyglądało inaczej?
- Właśnie, wszystko będzie zależało od tego, co Krzysiek będzie miał w głowie. Jak przez cztery rundy wytrzyma napór tego dzika ze Stanów Zjednoczonych, to istnieje bardzo duża szansa, że wygra tę walkę. Nawet przed czasem. Mollo nigdy nie dysponował żelazną kondycją. Jeśli jednak Zimnoch choć na sekundę się rozproszy i zdekoncentruje, to będzie powtórka z rozrywki.
Rozkładając obu zawodników na czynniki pierwsze, to Zimnoch jest o wiele lepszym bokserem, ale Mollo za to jest zdecydowanie silniejszy.
- Jeśli chodzi o techniczne aspekty, to na pewno przewaga jest po stronie Zimnocha. Dla Krzyśka to pojedynek o być albo nie być, bo jeśli wygra, to otworzy mu się furtka. Słyszałem, że jest szykowany do pojedynku z Arturem Szpilką. Duża presja będzie na pewno nim. Teraz jest pytanie - czy presja go zmotywuje czy przytłamsi. Nie umiem na to odpowiedzieć.
[b]Rozmawiał: Piotr Jagiełło
[/b]