Herbert Nkabiti doznał urazu głowy po jednym z ciosów zadanych w szóstej rundzie potyczki podczas gali Big Top Beat Down Friday Fight Night w Carnival City (Republika Południowej Afryki). Natychmiastowo został przetransportowany do szpitala, ale na niewiele się to zdało. W sobotę wieczorem pięściarz z Botswany zmarł w szpitalu.
Nkabiti nie tak dawno wrócił do boksu, a spowodowane było to finansami. Botswańczyk ożenił się i miał małe dziecko. Dlatego zdecydował się wznowić treningi i stoczyć kolejne walki, co miało dać utrzymanie jemu i rodzinie.
- Przed zawieszeniem kariery Herbert był wielkim wojownikiem. Po powrocie nie był już taki sam. Piątkowa walka była bardzo trudna, ale myślałem, że wszystko będzie dobrze. On zaczął narzekać na trudności z oddychaniem i pojechał do szpitala. Tam po przeprowadzeniu tomografii stwierdzono pęknięcie czaszki - przyznał w rozmowie z espn.com trener Manny Fernandez.
- Czekaliśmy w sobotę rano do szóstej, aż przyjedzie jego rodzina. Kilka godzin później jego kuzyn poinformował nas, że Herbert zmarł. Trudno było to przyjąć. Jako trener masz nadzieję i modlisz się o to, by nigdy nie doszło do takiej sytuacji. Od 30 lat jestem w boksie i pierwszy raz doświadczam takiej sytuacji - dodał szkoleniowiec.
W swojej karierze Nkabiti wygrał 10 walk. Miał 36 lat.