Spór dotyczył napojów energetycznych o nazwie "TIGER", które początkowo produkowała firma FoodCare. Od początku z marką współpracował Dariusz Michalczewski, który w trakcie kariery sportowej dorobił się pseudonimu "Tiger". W 2008 roku jednak były pięściarz udzielił licencji innemu producentowi, z czego zrodził się poważny konflikt.
W 2010 roku sprawa trafiła do sądu. Wymiar sprawiedliwości miał ostatecznie rozstrzygnąć, do kogo należą prawa do nazwy "TIGER". Wtedy chyba nikt się nie spodziewał, że spór będzie się ciągnąć przez dziesięć lat.
W końcu nastąpił przełom. Wyrok w tej sprawie wydał Sąd Najwyższy. Jednoznacznie potwierdzono, że prawo do korzystania z oznaczenia "TIGER" ma wyłącznie Dariusz Michalczewski lub podmioty przez niego uprawnione.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Szpilka wie, jak wzburzyć fanów
- Prawie 10 lat walki i wielka spektakularna wygrana - wyrok Sądu Najwyższego jest ostateczny i nokautujący dla FoodCare. Sąd jednoznacznie potwierdził, że prawo do oznaczenia TIGER dla napojów energetycznych należy do mnie. I od tego wyroku nie ma odwołania. Warto było walczyć i się nie poddawać - komentuje były mistrz świata w boksie.
Co ciekawe, Sąd Najwyższy stwierdził, że FoodCare nie ma także prawa do korzystania z nazwy "BLACK TIGER". To oznacza, że w tej chwili jedynie Grupa Maspex, z którą współpracuje Michalczewski i jego fundacja "Równe Szanse" może korzystać z marki "TIGER".
- Wyrok kończący długoletni spór potwierdza przyjęte w tej sprawie od początku założenie, że zasadna i celowa jest kumulatywna ochrona w systemie własności intelektualnej. Firma FoodCare dopuściła się czynów nieuczciwej konkurencji, naruszając dobre obyczaje i postanowienia zawartej umowy - mówi adwokat prof. Paweł Podrecki, który reprezentował byłego pięściarza.
Boks. Dariusz Michalczewski zareagował na doniesienia o walce z Tomaszem Adamkiem. Wyjątkowo ostro! >>
Dariusz Michalczewski chciał 21 mln zł od producenta napojów energetycznych. Nie dostanie ani grosza >>