Choć to Holender w poprzedniej rundzie zrobił wokół siebie sporo szumu, bo pokonał rozstawionego z numerem 2 Michaela Smitha, to raczej Polak uchodził za faworyta. Przed turniejem jednak nie mieliśmy wobec niego wielkich oczekiwań. Jednak gdy okazało się, że z tej części drabinki wyeliminowany został jej główny faworyt, otworzyła się szansa na niezły wynik.
- Cóż, nie zagram z Michaelem Smithem, bo nie był wystarczająco dobry, by pokonać Kevina Doetsa. Kevin wygrał i zasłużył na awans. Dla mnie nie ma to wielkiego znaczenia. Obaj są dobrymi graczami. Holender przeszedł dalej i muszę skoncentrować się na tym starciu, a nie na myśleniu o tym, że odpadł Smith - przyznał grzecznie na konferencji prasowej Krzysztof Ratajski.
W pierwszej partii Polski Orzeł nie prezentował "fajerwerków", ale rzucał ze średnią na poziomie około 88 punktów, co i tak było dużo lepszym wynikiem od Holendra. A przede wszystkim nie dawał mu dojść do finiszu. Tymczasem Ratajski skończył dwa pierwsze legi za pierwszym razem, a trzeciego za trzecim i prowadził 1:0.
ZOBACZ WIDEO: Piłka zeszła mu z nogi. Efekt? To trzeba po prostu zobaczyć
Na drugiego seta Kevin Doets dalej nie dojechał. Jego średnia ze słabej zrobiła się bardzo słaba. A darter z Warszawy był dalej spokojny i konsekwentny. Regularnie schodził, regularnie kończył, dzięki temu szybko podwyższył prowadzenie.
Trzecią odsłonę obaj panowie rozpoczęli od maksów, a to tylko obudziło 24-latka z Holandii. Pojawiło się u niego coraz więcej pewności i coraz więcej podejść z wynikiem 140 punktów lub lepszym. Warto przypomnieć, że to właśnie Kevin Doets w drugiej rundzie miał ich najwięcej spośród wszystkich zawodników mistrzostw świata.
Doets wygrał w ten sposób trzeciego oraz czwartego seta, dzięki czemu odrobił całą stratę i doprowadził do remisu 2:2. I zaczęła się bitwa. Ratajski dalej był solidny i spokojny, a gdy wydawało się, że rywal już się uspokoił, czwartego lega skończył big fishem, czyli najwyższym możliwym finiszem - ze 170 punktów, ale to reprezentant Polski cieszył się z wygranej w całym secie.
I to go popchnęło do przodu w szóstym secie. Pierwszego lega skończył ze 126 punktów, a w drugim Doets się zaciął. Polak dalej "jechał" na solidności, spokoju oraz dokładności i wyszedł na prowadzenie 2-0. W trzecim legu nie doszedł do lotek meczowych, choć był ustawiony na D8. W kolejnym już mógł wyzerować licznik ze 146 oczek, ale spudłował na D13. W kolejnym podejściu rozmienił sobie jednak 13 na 5 i D4, ale nie dał rady tego skończyć. Holender dołożył D20 i przedłużył spotkanie mimo trzech szans Polaka na zakończenie gry.
W ostatnim legu to Ratajski jako pierwszy stanął przed szansą na zwycięstwo. Zostało 81 punktów. Czwarta lotka meczowa na bulla. Pudło. Wpadło 25. Doetsowi zostało 68. Po potrójnej 20 D4 trafił za pierwszym razem i doprowadził do siódmego, decydującego seta.
Co istotne, to warszawianin zaczynał to spotkanie i tę decydującą partię. Obronił swój licznik za pierwszym razem, ale za drugim już pokonała go podwójna dziewiątka. Doets przełamał go w trzecim legu, a w czwartym doprowadził do swojej ulubionej D20. I za drugim razem ją skończył zamykając całe spotkanie oraz odsyłając Ratajskiego do domu.
W IV rundzie, która rozegrana zostanie w poniedziałek 30 grudnia na Holendra czeka już Chris Dobey. Spotkanie to najprawdopodobniej odbędzie się w sesji popołudniowej, która rozpocznie się o godzinie 13:30.
MŚ w darta - III runda:
Kevin Doets (Holandia) - Krzysztof Ratajski (Polska, 31) 3:4 (0-3, 0-3, 3-1, 3-0, 2-3, 3-2, 2-3)