Dart. Krzysztof Ratajski skomentował awans do ćwierćfinału MŚ. "Mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec"

Getty Images / Luke Walker / Na zdjęciu: Krzysztof Ratajski
Getty Images / Luke Walker / Na zdjęciu: Krzysztof Ratajski

- Nie mogłem w to uwierzyć. Ani ja, ani Gabriel nie mogliśmy tego skończyć przez dwa albo trzy podejścia. Nerwy wzięły górę - mówił Krzysztof Ratajski, pierwszy w historii Polak, który awansował do 1/4 finału mistrzostw świata w darta federacji PDC.

W tym artykule dowiesz się o:

Ostatni leg meczu "Polskiego Orła" z Niemcem Gabrielem Clemensem w IV rundzie turnieju długo zapamiętają kibice darta nie tylko nad Wisłą czy za naszą zachodnią granicą, ale na całym świecie. Obaj mieli po kilka lotek meczowych. Pudłowali D5, D4, D2, a nawet D1, czyli najmniejszą możliwą kończącą wartość na tarczy. Ostatecznie wielkie zwycięstwo odniósł Polak i znalazł się w ósemce najlepszych darterów świata.

- To był tak bardzo emocjonujący mecz, że nie jestem w stanie przypomnieć sobie dokładnie tego, co się działo. Ostatni leg nie był "fantastyczny". Był "okropny". Nawet nie jestem w stanie policzyć, ile zmarnowaliśmy lotek meczowych. Wiem tylko, że miałem ją jako pierwszy i ostatni. Trzy albo cztery rundy musieliśmy zrobić, żeby to skończyć - mówił na gorąco przed mikrofonami Sky Sports Krzysztof Ratajski.

43-letni zawodnik ze Skarżyska-Kamiennej śrubuje polski rekord na mistrzostwach świata PDC. Nikt wcześniej nie zaszedł na tej imprezie tak daleko. Jak sam mówił już na konferencji prasowej, wygrywał już cykle European Tour, ale ranga tamtych zawodów ze światowym czempionatem jest nieporównywalna.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Maria Szarapowa w wersji retro. Fani są zachwyceni

- To pierwszy raz w karierze, kiedy wygrywam tak zacięty mecz. Wcześniej nigdy mi tak szczęście nie dopisywało. Teraz faktycznie ono się pojawiło i było ze mną do końca, do ostatniej lotki. Oczywiście, wygrałem i teraz ta radość jest niewyobrażalna, ale tyle zepsutych lotek kończących nie może się zdarzać. Nie czuję się dobrze z tym, że popełniłem tyle błędów, które mogły kosztować przegraną - dodał Ratajski.

"Polski Orzeł" w trakcie meczu zdawał sobie sprawę z tego, jak ogromną wagę mogą mieć pomyłki przy decydujących lotkach. Jak przyznał, podobne uczucie mogło towarzyszyć jego rywalowi, co doprowadziło do tak niesamowicie nerwowej końcówki.

- Zacząłem dobrze, osiągałem dobre wartości. Ale pod koniec myślę, że już obaj czuliśmy, że te lotki ważą kolejną rundę. Wiedzieliśmy, że to dla nas coś wielkiego. Stąd pewnie te nasze pomyłki na doublach. Nie mogłem uwierzyć w to, że jeszcze mogłem w ogóle podejść do tarczy po swoich nietrafionych rzutach. Za każdym razem mówiłem sobie: "trzeba to skończyć", ale nerwy wzięły górę - tłumaczył najlepszy polski darter.

1 stycznia, a więc w dniu 44. urodzin, Krzysztof Ratajski zagra w ćwierćfinale mistrzostw świata. Jego przeciwnikiem będzie Stephen Bunting lub Ryan Searle. Polak przekonuje, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

- Mam nadzieję, że ten mecz IV rundy był ostatnim, gdy byłem tak zdenerwowany. Liczę, że w następnym spotkaniu zagram już swoje. Przede mną dzień odpoczynku, a potem przygotowania. To już jest moje największe osiągnięcie w karierze, ale mam nadzieję, że to nie koniec. Nawet teraz już czuję, że wszystkie nerwy poszły sobie gdzieś daleko ode mnie. Mam już wyczyszczony umysł i mam nadzieję, że tak podejdę do piątkowego meczu - zakończył Ratajski.

Ćwierćfinałowy rywal "Polskiego Orła" wyłoni się w sesji popołudniowej 30 grudnia. A mecze 1/4 finału w Alexandra Palace w Londynie rozgrywane będą w Nowy Rok od godziny 17:00 czasu polskiego.

Zobacz też: 
Tak wyglądała piękna chwila polskiego darta. Krzysztof Ratajski aż uklęknął z radości po wygranej w IV rundzie MŚ! [WIDEO]
Zobacz, jak wyglądał mecz Ratajskiego w III rundzie 

Źródło artykułu: