#DzialoSieWSporcie. Największa katastrofa piłkarskich Włoch. "Zbyt wspaniali, by się zestarzeć"

Jest 4 maja 1949 roku. Godzina 16.55. Podpułkownik Pierluigi Meroni, pilot samolotu, którym z towarzyskiego meczu z Benfiką wraca drużyna Torino, otrzymuje niepokojącą wiadomość dotyczącą warunków pogodowych.

Bartłomiej Bukowski
Bartłomiej Bukowski
Z lotniska napływają informacje o chmurach sięgających niemal ziemi. Do tego ulewny deszcz, silne podmuchy wiatru oraz bardzo ograniczona widoczność. To nie są informacje, jakie chce usłyszeć pilot. Aby cokolwiek widzieć, Włoch zmuszony jest znacząco obniżyć wysokość lotu.

Po kilku nerwowych minutach oczekiwania, kontrolerzy słyszą odpowiedź. Meroni melduje, że znajduje się na wysokości 2000 metrów nad Pino Torinese, miasteczkiem oddalonym 6 kilometrów od Turynu. Pozostaje minąć wzgórze Superga i wylądować. W rzeczywistości jednak jego wysokość to niecałe 700 metrów.

Meroni jest pewien, że zostawił wzniesienie za sobą. Zaczyna przygotowania do lądowania. Po chwili jednak jego oczom ukazuje się nasyp Bazyliki Superga. Nie ma już żadnych szans na reakcję. Rozpędzony samolot uderza w ścianę. Wszyscy pasażerowie giną na miejscu.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"

Po dwóch minutach kontrolerzy proszą pilota o kontakt. W odpowiedzi słyszą jedynie spadające krople deszczu.

Królowie Italii

"Być może ten zespół był zbyt wspaniały, żeby się zestarzeć. Być może los chciał go zatrzymać u szczytu swojego piękna" - pisał o tragicznie zakończonej historii drużyny włoski dziennikarz Carlo Bergoglio.

Torino po drugiej wojnie światowej było bowiem zespołem z innej planety. Dominatorem, jakich w historii futbolu było naprawdę niewielu. A zdaniem niektórych dominatorem, jakiego nie było już nigdy.

Zespół "Granaty" do momentu katastrofy wygrywał wszystko. Pięć kolejnych mistrzostw, w tym pierwsze jeszcze przed wojną i coroczna miażdżąca przewaga w tabeli. Miejscowi fani mieli całkowite prawo nie pamiętać smaku porażki. Ostatni przegrany mecz domowy legendarnej drużyny miał bowiem miejsce 17 stycznia... 1943 roku. Przez kolejne lata rywale przyjeżdżali tu jak na ścięcie. Wygrane kilkoma bramkami przewagi były na porządku dziennym.
Ostatnie zdjęcie Ostatnie zdjęcie "Il Grande Torino" zrobione przed towarzyskim meczem z Benfiką
Architektem sukcesów zespołu był Węgier - Erno Egri Erbstein. W tamtych czasach sięgnięcie po trenera spoza Włoch było czymś - delikatnie mówiąc - niekonwencjonalnym.

Takich ruchów nie bał się jednak Ferruccio Novo, prezydent klubu, który wiedział, że finansowo nie ma szans konkurować z właścicielem Juventusu - Edoardo Agnellim. Zamierzał jednak wygrać swoimi kompetencjami i wiedzą. Do klubu często byli ściągani zawodnicy nieoczywiści, którzy jednak idealnie wpasowywali się w tworzony projekt. Charakteryzowali się dokładnie tym, czego potrzebował Erbstein.

Sam szkoleniowiec również był postacią nietuzinkową. Choć dziś jego nazwisko jest często pomijane, to śmiało można uznać go za jednego z rewolucjonistów w historii futbolu. Jego Torino wyprzedzało rywali o całe epoki. To właśnie tamto "Grande Torino" miało zapoczątkować futbol totalny, w którym każdy odpowiadał zarówno za grę w ofensywie jak i defensywie. I to właśnie z gry Torino inspirację czerpać miał legendarny Rinus Michels, twórca wielkiego Ajaksu lat 70.

Włochy we łzach

W katastrofie zginęło 31 osób. Z kadry Torino przy życiu pozostali jedynie nieobecni na pokładzie: kontuzjowany Sauro Toma oraz rezerwowy bramkarz Renato Gandolfi. Lot z powodu grypy opuścił również Ferruccio Novo.

Tragedia tak bardzo poruszyła naród, że na mistrzostwa świata 1950 w Brazylii włoska reprezentacja zamiast samolotem, udała się statkiem.

W takich okolicznościach jakakolwiek rywalizacja schodziła na dalszy plan. Zaledwie dwa dni po tragedii liderujące wówczas w tabeli Serie A Torino zostało uznane mistrzem kraju. Z takim wnioskiem wyszli najwięksi ligowi rywale z Juventusem oraz Milanem na czele. Torino sezon dokończyło juniorami, a jego przeciwnicy, z uwagi na szacunek, również nie wystawiali na mecze z "Granatą" swoich pierwszych jedenastek.

Na pogrzebie, który odbył się w turyńskiej katedrze, zjawiło się ponad 600 tysięcy osób. Wszyscy chcieli oddać cześć niepokonanym mistrzom.

Co roku, 4 maja na wzgórzu Superga, odbywają się uroczystości upamiętniające to tragiczne wydarzenie. Jednym ze stałych punktów jest wyczytanie przez aktualnego kapitana zespołu nazwisk wszystkich 31 ofiar. Jedynym piłkarzem spoza Włoch, który kiedykolwiek dostąpił tego zaszczytu, był Kamil Glik.

Lista ofiar katastrofy na wzgórzu Superga

Piłkarze

Valerio Bacigalupo
Aldo Ballarin
Dino Ballarin
Milo Bongiorni
Eusebio Castigliano
Rubens Fadini
Guglielmo Gabetto
Ruggero Grava
Giuseppe Grezar
Ezio Loik
Virgilio Maroso
Danilo Martelli
Valentino Mazzola
Romeo Menti
Piero Operto
Franco Ossola
Mario Rigamonti
Giulio Schubert

Sztab

Arnaldo Agnisetta
Ippolito Civalleri
Erno Egri Erbstein
Leslie Lievesley
Ottavio Corina

Dziennikarze

Renato Casalbore
Luigi Cavallero
Renato Tosatti

Organizator meczu

Andrea Bonaiuti

Załoga 

Pierluigi Meroni
Antonio Pangrazzi
Celestino D'Inca
Cesare Biancardi

Inne teksty z serii #DzialoSieWSporcie.

Sprawdź też nasze cykle Sportowe rewolucje i Pamiętne mecze.

Oglądaj rozgrywki włoskiej Serie A na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×