Urodzony w Nowym Targu Tadeusz Błażusiak to jeden z najlepszych motocyklistów świata bez podziałów na kategorie. W środowisku trialu i enduro jest kimś takim, jak Novak Djoković w tenisie czy LeBron James w NBA. Zdobył sześć tytułów mistrza świata w SuperEnduro, wygrywał najbardziej ekstremalne imprezy na świecie i w wieku 32 lat stał się offroadową legendą.
Pierwszy kontrakt w wieku 15 lat
Taddy na motocykl wsiadł niedługo po tym, jak nauczył się chodzić. Mając 5 lat, praktycznie nie schodził ze swojej małej trialówki. Kiedy Robert Błachut, wielokrotny mistrz Polski w trialu był świadkiem, jak mały Tadek niemal lata na motocyklu, od razu zobaczył w nim przyszłego mistrza świata.
Przełomowy moment miał miejsce podczas drużynowych mistrzostw świata, kiedy nastoletniego Błażusiaka wypatrzył menedżer jednego z hiszpańskich zespołów i zaprosił na testy. Tam Taddy po raz pierwszy przekonał się, na czym polega sportowa rywalizacja, a niedługo później, w wieku 15 lat podpisał pierwszy profesjonalny kontrakt.
Kariera Taddy'ego nabrała rozpędu. W 2007 roku cały świat enduro usłyszał o Błażusiaku, kiedy 24-latek z Polski postanowił spróbować sił w najtrudniejszym motocyklowym wyścigu świata - Erzbergrodeo. Zawody rozgrywane w austriackiej kopalni co roku przyciągają najlepszych zawodników na świecie. - Na rynku w Krakowie, siedząc przy piwku, zdecydowaliśmy, że spróbujemy. Pojechałem tam na totalnym luzie, nie po to, żeby wygrać - wspomina Błażusiak w filmie wyprodukowanym przez NC+.
Efekt był zadziwiający. Taddy wystartował praktycznie z marszu, na pożyczonym motocyklu. Kiedy w połowie wyścigu wyszedł na prowadzenie, nie dowierzał, myślał, że zjechał z trasy. Zaskoczeni byli wszyscy, ponieważ murowanym faworytem do zwycięstwa był Cyril Despres. Pod koniec wyścigu, gdzie teren jest tak stromy, że mechanicy często muszą pomagać wciągać motocykl, załoga Francuza słysząc nadjeżdżającego pierwszego zawodnika była pewna, że to Despres. - Patrzą, a tu motocykl pełnym gazem wyskakuje w powietrze. Z taką prędkością, że nawet nie wiedzieli, kto to był. Później okazało się, że tym zawodnikiem był Taddy - opowiada Marek Dąbrowski, wielokrotny uczestnik Rajdu Dakar.
Błażusiak wygrał Erzbergrodeo w debiucie, co wcześniej uważano za niemożliwe. Sensacyjne zwycięstwo sprawiło, że Polak mógł przebierać w ofertach. Chciał go każdy wielki team enduro. Już jako fabryczny zawodnik Red Bull KTM rozpoczął swoją zwycięską passę, sięgając po sześć z rzędu tytułów mistrza świata SuperEnduro.
Kochany na Zachodzie, nieznany w Polsce
- Dla mnie każde spotkanie z Taddym to wyjątkowa okazja, żeby przekonać się, jak dumni możemy być z niego. Mam na myśli wszystkich Polaków. To paradoks, że taka gwiazda jest bardziej rozpoznawalna na Zachodzie niż w swojej ojczyźnie, ale mam nadzieję, że to się będzie zmieniać. Wspaniały facet, wieli sportowiec i polski ambasador w świecie - mówi w filmie NC+ o Błażusiaku Krzysztof Hołowczyc.
Taddy mieszka w Andorze, startuje w zawodach na całym świecie, rzadko bywa w Polsce, gdzie pomimo olbrzymich sukcesów nadal pozostaje sportowcem mało znanym. Próżno szukać jego nazwiska w przeróżnych plebiscytach na sportowca roku. Kiedy pojawia się w Stanach Zjednoczonych, nie ma możliwości, aby przeszedł przez ulicę nieproszony o autograf, w Polsce może czuć się anonimowy.
Błażusiak na przestrzeni lat miał wiele ofert, aby startować w innych barwach niż Biało-Czerwone, ale konsekwentnie odmawiał. Taddy chce mieć tylko polski paszportu i nie wyobraża sobie, aby na podium słuchać innego hymnu niż Mazurek Dąbrowskiego.
- Zawsze podkreślam, że jestem Polakiem, chociaż tyle lat już nie mieszkam w kraju. Czuję się obywatelem świata, ale przede wszystkim jestem Polakiem. Nigdy nie ukrywałem swojego pochodzenia, jestem patriotą i to się nie zmieni, bo tak zostałem wychowany - kończy Taddy.
Zobacz wideo: Podróż z "Deyną". Legendarny piłkarz został patronem pociągu
{"id":"","title":""}
Źródło: TVP S.A.
To ze ty dowiedziałeś się o Taddym wczoraj nie oznacza ze tak wszyscy mają.