Artifact - przyszły król wśród karcianek, czy wielki niewypał Valve?

Materiały prasowe / Na zdjęciu: logotyp gry Artifact
Materiały prasowe / Na zdjęciu: logotyp gry Artifact

Jeszcze do niedawna wielu ludzi widziało w Artifactcie pogromcę Hearthstone'a. Gra jednak bardzo szybko zaczęła notować duże spadki graczy. Czy można już mówić o niewypale? Czego brakuje grze Valve, aby utrzymać przy sobie graczy?

W teorii Artifact miał wszystko, aby odnieść sukces. Nowe ciekawe mechaniki, uniwersum zaczerpnięte z jednej z najpopularniejszych gier typu MOBA na świecie - Doty2, bardzo dużą promocję ze strony najpopularniejszych graczy innych karcianek, a w tworzeniu jej pomagał Richard Garfield - kreator Magic The Gathering. A jednak, dziś zasadną wydaje się dyskusja, co poszło nie tak.

Gra powinna być free-to-play

To podstawowy zarzut stawiany przez graczy. Na większości portali, gra notuje strasznie niskie oceny. Ludzie z urzędu dają 1/10 bądź 2/10, czując się urażeni, że ktoś kazał im zapłacić za możliwość pogrania. Z jednej strony da się to zrozumieć, gdyż producenci przyzwyczaili ich, że w tego typu tytuły, mogą pograć za darmo, a za karty przyjdzie im płacić dziesiątkami, jak nie setkami godzin spędzonymi w grze.

Prawda jest jednak taka, że Artifact to jedna ze zdecydowanie najtańszych gier karcianych na rynku. Oczywiście, ludzie lubujący się w nieustannym "grindzie", mogą się tu nie odnaleźć, jednak ceny kart, są śmiesznie niskie w porównaniu chociażby do Hearthstone'a. W tym drugim tytule, często aby stworzyć chociaż jedną brakującą legendę (najrzadszy typ kart), wydawałem 20 euro na pakiety, a po wszystkim okazywało się, że wciąż mam na nią za mało pyłu (waluta obowiązująca w grze, przy tworzeniu kart). W Artifactcie natomiast, cena najdroższej na tę chwilę karty, nie przekracza 50 złotych. Większość kart natomiast, można kupić za 10 groszy, a kilka rzadszych za kilka złotych od sztuki. Oczywiście, minusem gry jest brak jakiejkolwiek całkowicie darmowej opcji zdobycia kart. Taki jednak był zamysł twórców, aby przenieść w realia gier komputerowych, ekonomię z tradycyjnych papierowych karcianek. I to tak naprawdę wyróżnia Artifact spośród innych tytułów. Pamiętajmy, że kończąc przygodę z tradycyjnymi karciankami, zostawaliśmy z niczym. Tutaj natomiast, całą naszą kolekcję możemy spieniężyć, odzyskując choć część naszego wcześniejszego wkładu.

Wielu znanych graczy, już wcześniej zdecydowało się w pełni poświęcić nowej grze

Gra od momentu ogłoszenia, cieszyła się dużym entuzjazmem ze strony weteranów karcianek. W pełni skupić się na nowym tytule zdecydowali się między innymi tacy gracze jak: "StanCifka", "Hyped" (Hearthstone),  "Swim", "Mogwai" (Gwint), "Lifecoach", "SuperJJ" (Hearthstone, Gwint). W Polsce duże nadzieje z Artifactem wiąże chociażby "Tuttek". Jak widać, znanych twarzy Valve nie brakuje. Jednakże, pomimo tak silnej ekipy streamerów oraz content creatorów...

... grę się ciężko ogląda

Ten zarzut jest akurat dosyć subiektywny, jednakże trzeba przyznać, że w porównaniu do Hearthstone'a, gra faktycznie jest trudniejsza w odbiorze dla widza. Aż trzy stoły, dużo więcej danych na karcie niż tylko same punkty życia i ataku (nałożone przedmioty oraz modyfikacje), a także kilka faz gry (rozmieszczenia, akcji, walki, zakupów) sprawia, że nowy odbiorca może czuć się przytłoczony. Dodatkowo, Valve niejako samo strzeliło sobie w stopę już na starcie, gdy podczas transmisji pierwszego turnieju (jeszcze w zamkniętej becie), traktowali widzów, jakby grali w tę grę od lat, nawet nie próbując ich zaznajomić z mechaniką. To co jednakże wydaje się trudnym na pierwszy rzut oka, jest bardzo łatwo przyswajalne przy pierwszym kontakcie z grą. Pytanie brzmi, jak wielu ludzi, zniechęconych pierwszym wrażeniem, zdecyduje się na wspomniany kontakt.

Poza modelem płatności - gra świetna

Gra, jak już wspomniałem, nie cieszy się pochlebnymi ocenami na wszelakich portalach. Oceny w okolicach 2-3/10 to norma. Problem jednak w tym, że większość oceniających, nigdy nawet w tę grę... nie zagrało. Z założenia skreślają coś, za co należy płacić. Jeżeli jednak przysłuchamy się opinii graczy, to większość z nich jest zachwycona rozgrywką, nie brakuje opinii, że to najlepsza karcianka w ich życiu. Nowatorskie mechaniki, rng (efekty losowe) dające się dużo bardziej okiełznać niż choćby w Hearthstone, no i oczywiście latające smoki z genialną mimiką - wszystko to sprawia, że gra się naprawdę przyjemnie...

... a jednak, liczba graczy leci na łeb na szyję

Wszelkie wykresy oraz statystyki są nieubłagane. Od 60 tysięcy w dniu premiery, do ledwie kilkunastu tysięcy aktualnie. Gra traci graczy w zastraszającym tempie. Czy to oznacza, że po prostu jest źle zaprojektowanym niewypałem? Takie stwierdzenie byłoby zdecydowanie zbyt dużym spłyceniem problemu. Na pewno część graczy zrezygnowała, stwierdzając, że dla nich gra jest zbyt skomplikowana, wszak królujący na rynku Hearthstone, jest znacznie bardziej przyjazny nowym graczom, jeżeli chodzi o mechaniki. Kluczowym aspektem jednak, może być brak zróżnicowania trybów gry, oraz brak możliwości jakiejkolwiek progresji. Nieustanne granie draftów (jedynego aktualnie trybu gry), może się bardzo szybko znudzić. Tryb ten gra się do 5 wygranych, bądź 2 przegranych, po czym zaczyna się kolejne podejście. Na co dzień może to być fajny przerywnik, jednakże esencją karcianek zawsze był ladder, czyli rozgrywki rankingowe. Gracze, nawet ci niedzielni, lubią widzieć, że z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, pną się w górę. Chcą stawać się lepsi, lubią mieć cel w postaci przykładowej legendy w Hearthstone. Tutaj tego póki co nie ma. Czy sam ladder rozwiązałby wszystkie problemy? Zapewne nie, ale dałby ludziom cel, aby częściej odpalać ten właśnie tytuł.

Podsumowując, Artifact ma wciąż olbrzymi potencjał. Przyciągnął do siebie masę znanych graczy, którzy za sobą powinni pociągnąć choć część swoich fanów. Gra jednak wciąż jest w fazie tworzenia, przez co jest dość uboga w tryby rozgrywki. Dodatkowo, ludziom może zająć trochę czasu oswojenie się z myślą, że za karty będą musieli zapłacić kilka złotych, a nie kilka godzin życia. Zdecydowanie jednak, nie należy tego tytułu skreślać. Pamiętajmy, że Valve już nie raz udowodniło, że umie tworzyć duże tytuły esportowe.

ZOBACZ WIDEO Paweł Fajdek gościem E-AMPów. Rzucał komputerem do celu

Komentarze (0)