Magia telewizji. Ultraliga napędza polskie League of Legends i wzbudza zazdrość innych. "Kiedy to się stało?"

WP SportoweFakty / Tymoteusz Cierzan / 3league.gg / Na zdjęciu: scena Ultraligi
WP SportoweFakty / Tymoteusz Cierzan / 3league.gg / Na zdjęciu: scena Ultraligi

- Ludzie z innych krajów patrzą i mówią: wow, to jest naprawdę super. Kiedy to się stało? - to słowa "Hatchy'ego", znanego polskiego trenera League of Legends. Mówi o Ultralidze, rozgrywkach Polsat Games, które windują naszą scenę na europejski top.

Jeszcze rok temu polskie League of Legends było w marnej kondycji. W zagranicznych zespołach mieliśmy co prawda kilku graczy, którym fani gry mogli kibicować w najważniejszych rozgrywkach w Europie i na świecie, jak Marcin "Jankos" Jankowski czy Mateusz "Kikis" Szkudlarek, ale na krajowym podwórku wiało nudą. Brakowało profesjonalnych drużyn, rozgrywek, które można by było śledzić z zapartym tchem, nie było ciekawych historii do opowiadania. LoL tkwił w głębokim cieniu najpopularniejszej w Polsce gry esportowej - Counter Strike: Global Offensive.

Teraz jest już zupełnie inaczej. Liga Legend w szybkim tempie ściga CS:GO, nasze zespoły mają coraz więcej wspólnego z zawodowstwem i występują w świetnie pokazywanej i opakowanej lidze, na którą z zazdrością spoglądają za granicą.

Ultraliga, bo tak nazywają się te rozgrywki, przede wszystkim zaoferowała grze moc tradycyjnej telewizji. A że jakościowo kanał Polsat Games zrobił swoje rozgrywki na wysoki połysk, scena się ożywiła, podniósł się jej poziom, wzrosła też popularność esportowego LoLa made in Poland. Ultraliga przyczyniła się też do powstania drużyn, które na prestiżowy turniej European Masters jadą w roli faworytów.

ZOBACZ WIDEO: Esport bije rekordy popularności. "Kiedy zobaczyliśmy te liczby, to nas zatkało"

Jak to się zaczęło?

Pod koniec 2017 roku Bartosz Pawlik, dyrektor zarządzający firmy Frenzy, produkującej dla Polsatu transmisje esportowe, przedstawił zarządowi telewizji plany studia, w którym można by takie transmisje robić. Zgodę na jego wybudowanie dostał warunkowo: chcesz studio? Ma też powstać kanał. Kanał skierowany do młodego widza, którego w dzisiejszych czasach brakuje wszystkim "naziemnym" telewizjom.

Na w pełni profesjonalne studio wydano ośmiocyfrową kwotę. W czerwcu 2018 roku stacja Polsat Games dostała koncesję, a wystartowała 15 października. Jako że Counter Strike'a ze względu na obiekcje Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (w grze drużyny terrorystów i antyterrorystów strzelają do siebie nawzajem) mogła transmitować dopiero późnym wieczorem, skupiła się na Lidze Legend. Z rozmachem pokazała mistrzostwa świata, ale chciała też mieć w portfolio zmagania pomiędzy polskimi zespołami. Coś swojego, co sama by kontrolowała i kreowała. Co dawałoby okazję pochwalenia się możliwościami nowego studia i byłoby pierwszymi w historii polskiego esportu rozgrywkami "telewizyjnymi".

Powołano więc do życia Ultraligę - nazwa w założeniu miała być prosta i dobrze brzmieć przy ewentualnym sponsorze tytularnym. 10 października do sezonu zerowego przystąpiło osiem zespołów, w tym najlepsze wówczas w kraju Iluminar Gaming, Szata Maga i Pompa Team. Całkiem niezła pula nagród (100 tysięcy złotych) była dla nich kusząca, ale podobne pieniądze można zarobić w starszych polskich rozgrywkach - ESL Mistrzostwach Polski i Polskiej Lidze Esportowej. Tu największą atrakcją dla uczestników były nazwa Polsat i regularne transmisje w TV.
 
- Obawialiśmy się, czy jest miejsce na kolejne rozgrywki, chcieliśmy to sprawdzić. Okazało się jednak, że Ultraliga nieźle się oglądała, a widzowie ją polubili - mówi nam Bartosz Pawlik. Sezon 0 zakończył się pod koniec listopada zwycięstwem Iluminar Gaming

Tylko jedno pytanie

Przełomowym momentem dla ligi było styczniowe zwycięstwo w przetargu organizowanym przez Riot Games, potężnego wydawcę Ligi Legend. Choć Polsat Games zaoferowało mniej pieniędzy, niż ESL i PLE, to on dostał od amerykańskiego giganta status rozgrywek partnerskich i miejsce w turnieju EU Masters (występują w nim najlepsze drużyny ze wszystkich lig regionalnych w Europie) dla zwycięzcy i finalisty Ultraligi.

- Myślę, że wygraliśmy planem marketingowym. Nie uzależnialiśmy też jakości transmisji od inwestycji z zewnątrz - uważa Pawlik, szef Polsat Games od początku istnienia kanału. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że zadecydowały transmisje w naziemnej telewizji i nowoczesne studio.

- Ono robi wrażenie. Spotkanie z ekipą techniczną Riotu wyglądało tak, że zadano nam tylko jedno pytanie - ile osób w tym studiu pracuje. Podałem liczbę i usłyszałem, że nie ma więcej pytań - opowiada szef kanału.

"Łotry" i "Diabły"

Namaszczona przez wydawcę League of Legends Ultraliga ruszyła z kopyta. Już zerowy sezon pokazał, że produkcyjnie stoją na wysokim poziomie: efektowne prezentacje zawodników, wywiady, podgrzewający atmosferę komentatorzy, celebrowany "draft" (wstępny etap gry, w którym zawodnicy wybierają swoje postaci, a kilka wykluczają, zarówno dla siebie, jak i dla przeciwników), "biurko analityków", stylowe grafiki objaśniające rozgrywkę.

To ładne opakowanie, roztaczana przez szefów ligi wizja ustabilizowania i scalenia polskiej sceny i miejsce w EU Masters, na pierwszy sezon przyciągnęło do ligi dwie w pełni profesjonalne organizacje - nowo zawiązaną Devils.one Viktora Wanliego, najbogatszy klub esportowy w Polsce, dysponujący w Warszawie nowoczesnym centrum treningowym Esports Performance Center, oraz jeszcze bogatsze amerykańskie Rogue, w którym udziały ma znany DJ Steve Aoki i jeszcze słynniejszy zespół muzyczny Imagine Dragons. Rogue ma drużynę LoLa w LEC, a w Ultralidze zdecydowało się umieścić swoją akademię, czyli drugi zespół, złożony głównie z młodych talentów.

W tych dwóch ekipach oraz w Iluminar Gaming zawodnicy zarabiają tyle, że mogą utrzymywać się tylko z grania. Mają też do dyspozycji trenerów, analityków, psychologów. I wszystko inne czego potrzeba, żeby zrobić karierę w esporcie.

Wymienione zespoły nadawały ton rozgrywkom, wzajemnie na siebie naciskały, mobilizowały do podnoszenia umiejętności. Dominowało Rogue, które obok trzech świetnych polskich graczy - "Woolite'a", "Vandera" i "Inspireda" wystawiło Szwedów "Finna" i "Larssena", ale w finale zaciekły opór stawiło im Devils.one. W serii, którą uznano za najlepszą w historii polskiej Ligi Legend, "Łotry" pokonały "Diabły" 3:2.

Gdy 27 marca w studiu Polsat Games rozgrywano finał, Ultraliga była już popularnymi i lubianymi rozgrywkami wśród gamingowej społeczności. Decydujące mecze w szczytowym momencie śledziło w telewizji i w internecie prawie 50 tysięcy widzów (z czego 19 tysięcy online), a wszystkich widzów było prawie 110 tysięcy. Dla niszowego kanału i w branży, która w Polsce najlepsze lata wciąż ma przed sobą, to dobry wynik. Internetową średnią całych rozgrywek, około 5 tysięcy widzów, młode rozgrywki również mogą uznać za satysfakcjonującą.

Czytaj także: 
- Ponad 100 tysięcy widzów finałów. Pierwszy sezon Ultraligi w liczbach

Koniec ze "sklejkami"

Zdaniem Adrian "Hatchy'ego" Widery, trenera Devils.one, Ultraliga w krótkim czasie zrobiła dla polskiego LoLa dużo dobrego. - Dzięki niej scena jest stabilniejsza. W ostatnich latach większość teamów to były "sklejki", które powstawały na dwa miesiące, na konkretne rozgrywki, na przykład na ESL Mistrzostwa Polski. Po nich się rozpadały, zawodnicy się mieszali i na następnym turnieju grali już w zupełnie innych składach - mówi.

- Teraz wiemy, że Ultraliga jest cały rok (standardowy w świecie LoLa system dwóch sezonów w roku - wiosennego i letniego przyp. WP SportoweFakty), promuje wejściem do EU Masters i teamy zaczęły się stabilizować. To z kolei bardzo dobrze wpływa na poziom rozgrywek, który już w pierwszym sezonie był bardzo wysoki. Uważam, że zawdzięczamy to akademii Rogue. Fajnie było za nimi gonić, z meczów przeciwko nim dużo się nauczyliśmy - tłumaczy "Hatchy".

Marek Spadło, head of experience organizacji Devils.one i wieloletni obserwator polskiego i światowego League of Legends, wskazuje z kolei, że kluczowym aspektem dla zainteresowania Ultraligą jest przejrzystość. - Są tam mecze wokół których da się zbudować historię. A można to zrobić dlatego, że wiadomo, co oglądać. Polski kibic LoLa nie jest już zdezorientowany wśród wielu większych i mniejszych turniejów rozgrywanych niemal równolegle. Wie, która liga jest najważniejsza, które drużyny najlepsze, gdzie jest duża stawka - mówi.

Poznaj swojego leśnika

Bardzo potrzebne polskiej scenie było też zbudowanie wizerunku najlepszych graczy na krajowym podwórku, którzy wcześniej w zdecydowanej większości byli dla fanów gry anonimowi. - Teraz o nich opowiadamy, promujemy ich jako gwiazdy. Ludzie wiedzą o nich więcej, zaczynają ich lubić i bardziej się angażować. I to jest świetne - zaznacza Widera.

- Ludzie chcą nie tylko gry, chcą też kogoś, komu będą kibicować. Ultraliga wykonuje tutaj świetną robotę, bo opowiada ciekawe historie. Dzięki niej jest dużo więcej spotkań twarzą w twarz. Gracze wymieniają cięte riposty, spierają się, kto jest lepszym leśnikiem czy skuteczniejszym strzelcem (pozycje w grze, pozostałe to górna aleja, środkowa aleja oraz wspierający - przyp. WP SportoweFakty) tworzą się rywalizacje. Fajnie by było, gdyby z czasem stworzyły się u nas jakieś derby - dodaje "Hatchy". 

Pawlik chwali się, że dużą pracę wizerunkową wykonano nie tylko z graczami, ale i z komentatorami. A młodych odbiorców esportu osoby prowadzące transmisję, influenserzy, bardzo często przyciągają do oglądania bardziej, niż same mecze.

- Super przykładem takiej pracy jest "Silv4n", Mikołaj Sinacki. Na początku bardzo hejtowany. Bo ma nadwagę, bo się poci, bardzo się ekscytuje w czasie transmisji, ma językowe szarże i dziwne "homeryckie" porównania. Zacisnął jednak zęby, my podpowiedzieliśmy mu, jak sobie z tym poradzić. I dziś jest lubiany i chwalony przez widzów. A zachowuje się tak samo - mówi Pawlik.

Potęga telewizji

- Olbrzymią siłą dla polskiego esportu jest sam fakt, że mamy transmisje z Ultraligi w telewizji - podkreśla Marek Spadło. Mówi, że to właśnie słowo "telewizja" otwiera oczy ludziom spoza esportowego środowiska - partnerom biznesowym, sponsorom, czy choćby rodzicom zawodników, którym łatwiej jest dzięki temu zrozumieć, że granie może być pracą, a nie tylko zabawą i marnowaniem czasu.

Hasło "telewizja" robi zresztą wrażenie na całym europejskim środowisku League of Legends. Szef Polsat Games przekonał się o tym na spotkaniu zwycięzców przetargów Riot Games, gdy otrzymał wiele pytań od osób z innych krajów, jak udało mu się wprowadzić esport do TV, bo nikt inny nie potrafił tego zrobić. W najlepszych ligach Europy, w Hiszpanii, Francji czy Turcji, zmagania na Summoners Rift wciąż można oglądać tylko w internecie.

Obecność w tym wciąż najważniejszym medium to nie tylko lepsza pozycja negocjacyjna w rozmowach biznesowych i podziw Europy. To przede wszystkim szansa na powiększenie esportowej społeczności. - Dostaję wiadomości od nieznajomych, którzy piszą, że są po 30 czy po 40, ale cieszą się jak małolaci oglądając nasze mecze i będą nam kibicować - zdradza "Hatchy". Jeśli chcemy zbudować większe community, musimy trafić do tych, którzy nie znają się na LoLu, a chociażby poprzez telewizję mogą się nim zafascynować. Obecność Ultraligi w Polsat Games daje im na to szansę.

Polacy "smurfują"

Widera w przeszłości pracował jako trener m.in. w Turcji, gdzie Liga Legend jest bardzo potężna, a zespoły bogate, oraz we Francji. Prowadził chociażby dywizję LoLa słynnego klubu piłkarskiego - Besiktasu. Zagranicznych kontaktów mu nie brakuje, dlatego dobrze wie, jak rozgrywki, w których teraz uczestniczy, są odbierane poza Polską.

- Widzę, że nas oglądają. Mogą nie rozumieć co mówią komentatorzy, ale i tak widzą, że jest fajne show, świetne studio, że zawodników traktuje się jak gwiazdy. Trenerzy i zawodnicy z innych lig patrzą i nam zazdroszczą. Mówią: wow, to jest naprawdę super. Kiedy to się stało? Jeszcze rok temu nikt tak na polską scenę nie patrzył. Teraz jesteśmy wzorem do naśladowania - mówi.

- W LoLu jest takie określenie jak "smurfing". Mówi się tak, kiedy ktoś rozwala system, "przejeżdża się" po wszystkich. I ludzie z innych krajów często używają określenia, że polska liga "smurfuje". Pod względem oprawy rozgrywek i poziomu produkcji. Zauroczony jest choćby "Brokenshard", trener SK Gaming, występującego w LEC, czyli w takiej "Lidze Mistrzów" - opowiada trener Devils.one.

Praca dopiero się zaczęła

Mimo tych zachwytów, przed polskim League of Legends i samą Ultraliga wciąż ogrom pracy, by doścignąć najlepszych. W hiszpańskim czy tureckim LoLu wciąż jest dużo więcej pieniędzy, więcej doświadczenia, zainteresowania i lepsze możliwości treningowe. Dla przykładu każda ekipa z Hiszpanii musi mieć gaming house, a nawet te przeciętne dobrze płacą zawodnikom, trenerowi, asystentowi i analitykowi. A jedyną polską organizacją, która działa z takim rozmachem, jest Devils.one.

- Jesteśmy bardzo dobrzy mając niewiele w porównaniu do innych krajów. I tak zrobiliśmy w ciągu kilku miesięcy fenomenalny progres, ale wciąż chciałoby się więcej - mówi "Hatchy" o zmianach na polskiej scenie. - Jeśli już teraz możemy nawiązać walkę z najlepszymi i wysyłamy wielu zawodników do LEC i silniejszych lig europejskich, to jak dobrzy bylibyśmy, gdybyśmy mieli to co oni? - zastanawia się.

Europejska trampolina

Żeby stworzyć polskim drużynom takie warunki, jakie mają w mocniejszych esportowo krajach, potrzebni są sponsorzy, którzy wyłożą pieniądze. Jak ich przekonać? Odnosząc sukces. Na przykład we wspomnianym EU Masters, które zaczęło się w poniedziałek.

Czytaj także:
Rusza European Masters w League of Legends. Czy Polacy podołają roli faworytów?

Turniej z udziałem najlepszych ekip z lig regionalnych, będzie papierkiem lakmusowym dla naszego League of Legends. Pokaże, o ile tak naprawdę Ultraliga podniosła jego poziom. W przypadku sukcesu Devils.one lub Rogue EU Masters może być też trampoliną, która pozwoli polskiej scenie wybić się jeszcze bardziej. Szanse dobry wynik są ponoć duże. W środowisku mówi się, że najmocniejsi z europejskich mistrzów i wicemistrzów są ci z Francji (Team LDLC i Misfits Premier) oraz Polski.

- Jeżeli będziemy odnosić sukcesy na takich turniejach, zwiększy się szansa na ciekawych inwestorów, którzy wyłożą pieniądze na nasz esport. A on może być naszym wielkim towarem eksportowym - przekonuje "Hatchy". Jego drużyna w pierwszym meczu EU Masters bezproblemowo pokonała fińską formację Nyyrikki White.

Trenerowi "Diabłów" wtóruje Bartosz Pawlik: - Dobry wynik w EU Masters może sprawić, że do naszej ligi wrócą dobrzy polscy gracze występujący za granicą. Do niedawna to byłaby dla nich degradacja, ale to się zmieni jeśli zobaczą, że w polskich drużynach się wygrywa. Jak oni wrócą, poziom rozgrywek się podniesie, zwiększy się oglądalność, będzie więcej sponsorów. Ultraliga urośnie w siłę, a z nią cała scena.

Czy flagowy projekt Polsat Games już teraz jest sukcesem? - Na pewno tak - mówi szef kanału. - Absolutnie, pod prawie każdym względem - zgadza się "Hatchy".
- Radzi sobie fenomenalnie i robi wielką robotę dla polskiego LoLa, dla graczy, trenerów. Ludzie lubią nas oglądać, kibicują nam, społeczność się angażuje. Za granicą nas chwalą, podziwiają i boją się naszych drużyn. A więc tak. To jest sukces - kończy się jeden z najlepszych trenerów Ligi Legend w Europie.

Na kolejny sezon Ultraligi trzeba poczekać do czerwca. Mecze są we wtorki i czwartki, pierwsze spotkania o 17:00. Warto choć przez kilka minut popatrzeć, jak Polacy robią League of Legends w telewizji. Bo robią to dobrze.

Komentarze (0)