Illuminar Gaming – mistrzowie Counter-Strike z Polskiej Ligi Esportowej
Materiał powstał we współpracy z Polska Liga Esportowa
Jaka jest drużyna mistrzowska? Kim są zawodnicy, którzy sięgnęli po najwyższe trofeum Polskiej Ligi Esportowej w Counter-Strike: Global Offensive? I jakie przeciwności losu musieli pokonać, by to zrobić? Prezentujemy sylwetkę zwycięskiego zespołu.
Skrzyknęliśmy się w piątkę, chcieliśmy razem grać a już wcześniej się znaliśmy.*
Oprócz siebie, byłych graczy AGO, mieli też już Piotra „Morelza” Taterkę i Kubę „Markosia” Markowskiego. Ten drugi grał wcześniej dla AVEZ, a ten pierwszy, kolejny prawdziwy weteran, od 2013 roku występował w różnych barwach, w tym także w koszulce legendarnego Virtus.pro. Było już czterech. Potrzebny był piąty. Czyli kolejny znajomy, Mikołaj „mouz” Karolewski, któremu właśnie skończył się kontrakt z Illuminar. I który wiedział, że Illuminar szuka nowego zespołu. Reszty już można się domyślić.
Po dwóch tygodniach zgrywania się razem podpisaliśmy kontrakt z Illuminar.
11 lutego organizacja ogłosiła oficjalnie skład swojej nowej drużyny. Fani Illuminar cieszyli się, że udało się zgarnąć takich dobrych i doświadczonych zawodników. Z takim mocnym zespołem spokojnie można było powalczyć w PGE Dywizji Mistrzowskiej Polskiej Ligi Esportowej.
Trenowaliśmy wcześniej około czterech miesięcy, a jakoś tak miesiąc przed finałami PLE dostaliśmy… wypowiedzenie umów od Illuminar. Podziękowali nam za współpracę. Podpisaliśmy jeszcze tylko porozumienie, że dogrywamy Polską Ligę Esportową.
I ta piątka walczyła znakomicie. Po kilku miesiącach wspólnych treningów stanęła w ligowe szranki i nikt nie mógł powiedzieć, że zawiodła oczekiwania. Nikt, oprócz macierzystej organizacji. Choć drużyna wygrywała i szybko wylądowała na pierwszym miejscu w tabeli, to właściciele Illuminar Gaming z jakiegoś powodu nie byli zadowoleni. Patryk, Dominik i spółka w samym środku sezonu, zaledwie po miesiącu rozgrywek, dostali informację, że ich kontrakty zostają rozwiązane. To był prawdziwy szok. Co prawda mieli jeszcze zostać do końca maja i zakończyć rozgrywki w PGE Dywizji Mistrzowskiej, ale formalnie byli już zwolnieni. Dla większości byłby to cios, który rzuca na kolana. Ale nie dla tych zawodników.
Przychodziliśmy tak naprawdę tylko na mecze.
Ostatnie kolejki grali już na pełnym luzie. Bez żadnej presji. Po prostu się bawili. Zbierali się tylko w dni meczowe i grali w CSa jak by to był wieczór z kumplami, a nie profesjonalna liga. Bez treningów, bez kucia taktyk, bez ciśnienia. Spontaniczna improwizacja i dobra zabawa. Jak się uda, to super. Jak się nie uda, to też żaden problem. Każdy z chłopaków już i tak rozglądał się za czymś nowym i kontaktował się z innymi drużynami. Kuba „Markoś” Markowski robił to tak skutecznie, że zaraz po zakończeniu fazy zasadniczej pożegnał się z Illuminar i przeszedł do Wisły All-in-Games! Kraków. Na jego miejsce „Sidney” i „GruBy” ściągnęli na szybko młodego kolegę z AGO, Miłosza „mhL” Knasiaka, utalentowanego snajpera.
Markoś przeszedł już do Wisły, więc wzięliśmy za niego mhLa. Tak typowo na ten LAN, na same finały. […] Był idealną opcją. To najlepszy snajper w Polsce, a ja i Gruby znaliśmy się z nim wcześniej.
Oczywiście, wiemy co było dalej. Po pierwszym spotkaniu z Izako Boars, przegranym dość wyraźnie 0:2, drużyna spadła do drabinki przegranych. I większość obserwujących rozgrywki uznała, że już sobie po prostu darowali. To już nie była ich organizacja przecież. Nie mieli motywacji. Nie było sensu się wysilać. A przynajmniej tak się wydawało. Wydarzenia jednak przybrały inny bieg i po serii zwycięstw grający na luzie byli zawodnicy Illuminar sięgnęli po najwyższe trofeum. Więcej o tym w naszym podsumowaniu wiosennego sezonu PGE Dywizji Mistrzowskiej oraz w relacji na żywo z finałów.
Gdy potrzeba głosu rozsądku, to ja się odzywam.
Gdy zaczynała się gra, rządził „Sidney” (23 lata). Patryk to świetny IGL, in-game leader. Nie jest najstarszy i najbardziej doświadczony w drużynie, ale nie traci zimnej krwi i zachowuje spokój w każdej sytuacji, a do tego ma wystarczająco wiele autorytetu i charyzmy, by koledzy słuchali jego poleceń. Zwłaszcza, że zwykle jego decyzje okazują się być trafione. Rola drugiego filaru drużyny, zawsze uśmiechniętego „GruBego” (26 lat), była inna. Ten bardzo doświadczony zawodnik jest świetnym supportem. Jego zadaniem nie jest eliminacja przeciwników lecz zajmowanie się granatami wszelakiej maści oraz utrzymywaniem odpowiednich pozycji strategicznych. Nie ma najlepszego kill-to-death ratio, ale bez jego wsparcia taktycznego trudno byłoby wygrać mapę. To prawdziwa podpora drużyny.
„Mouz” (25 lat) z kolei to cicha woda. Nie ekscytuje się, nie mówi za wiele, nie olśniewa genialnymi zagraniami ani nie popełnia spektakularnych błędów. Po prostu robi swoje, trzyma wysoki poziom i można na nim polegać w każdej sytuacji. Podobnie można polegać na „morelzie” (26 lat), który jednak jest graczem bardziej żywiołowym. To bardzo doświadczony zawodnik, który nigdy nie traci dobrego humoru, zawsze robi atmosferę i gdy trzeba to podnosi drużynę na duchu lub też uspokaja, czy to w trakcie meczu czy też poza nim. Ostatnim elementem zwycięskiego składu był młody snajper „mhL” (19 lat), wypożyczony z AGO. Choć ma zaledwie 19 lat, to zdążył już zgarnąć kilka tytułów kalibru mistrzostwa Polskiej Ligi Esportowej w różnych turniejach. To gracz z ogromnym potencjałem, który w opinii specjalistów już niedługo będzie grał w Polsce – interesują się nim najlepsze drużyny Counter-Strike: Global Offensive na świecie.Po cichutku sobie z boku siedzi i za dużo nie mówi, ale swoje robi.
Mistrzowskiego składu już więc nie ma. Ale ich występ na pewno nie zostanie zapomniany.
* Wszystkie cytaty to wypowiedzi Patryka „Sidney’a” Koraba, który był naszym konsultantem przy tym materiale.
Materiał powstał we współpracy z Polska Liga Esportowa