Paweł Janas to 53-krotny reprezentant Polski i uczestnik mundialu w Hiszpanii w 1982 roku, w którym Biało-Czerwoni wywalczyli 3. miejsce. Opiekunem kadry był w latach 2002-2006. Wywalczył z nią awans na mundial w Niemczech, choć sama impreza nie przyniosła sukcesu i zakończyła się odpadnięciem po fazie grupowej.
W rozmowie z nami doświadczony szkoleniowiec porównuje tamten zespół do potencjału, jakim dysponuje Paulo Sousa, mówi dlaczego rozumie decyzję o braku powołania dla Kamila Grosickiego, co sądzi o odejściu Jerzego Brzęczka, a także co go dziwi w działaniach obecnego selekcjonera.
Szymon Mierzyński, WP SportoweFakty: Na co pan liczy podczas Euro 2020? Przez ostatnie 20 lat ani razu nie czuliśmy się w pełni usatysfakcjonowani po dużym turnieju.
Paweł Janas, były selekcjoner reprezentacji Polski: Aż tak bym tego określił. Na ostatnich mistrzostwach Europy w końcu wyszliśmy z grupy, a ćwierćfinał to już niezły wynik. Trudno mi teraz powiedzieć, jak wiele oczekuję od kadry. Więcej będziemy wiedzieć po dwóch meczach towarzyskich. Rosja i Islandia to ciekawi rywale, na których tle można się nieźle sprawdzić. Te występy dadzą nam miarodajny obraz możliwości reprezentacji. Mamy mocny zespół, złożony z zawodników grających w zagranicznych klubach - grających, a nie siedzących na ławce. Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że połowę tego składu tworzą zawodnicy z Lecha, choć żadnego już nie ma w Poznaniu. Za mojej kadencji takiego komfortu nie było. Piłkarze zmieniali kluby, spora część nie miała miejsca w podstawowych jedenastkach. Dzisiaj pod tym względem jest znacznie lepiej.
ZOBACZ WIDEO: Sousa znalazł idealnego partnera dla Lewandowskiego? "Może mieć duży wpływ na reprezentację"
Popularna jest opinia, że pandemia może znacznie wpłynąć na wyniki Euro. Zgadza się pan z teorią, że turniej wygra nie ten kto będzie najlepszy piłkarsko, lecz ten, który go najlepiej wytrzyma fizycznie?
Może tak być, bo sezon był zupełnie inny niż zwykle. Kwarantanny, powroty, krótkie przerwy między meczami - nie wszyscy muszą takie obciążenia wytrzymać. Sytuacja jest całkowicie nowa. Na szczęście nasi aż takich problemów z koronawirusem nie mieli.
Popiera pan zatrudnienie Paulo Sousy? To też całkowita nowość, że selekcjoner, który wywalczył awans do turnieju, nie poprowadzi na nim kadry.
Ja bym chciał, żeby Jerzy Brzęczek taką szansę dostał. Zresztą Paulo Sousa nie ma łatwo, bo zaczynał bez rozbiegu. Od razu przyszło mu grać w eliminacjach mistrzostw świata. Kontynuacja pracy przez poprzednika byłaby czymś naturalnym, więc dla mnie ta zmiana wyglądała trochę dziwnie. Nie wiem, co się działo za kulisami, ale po ludzku żal mi Brzęczka.
Zmiana selekcjonera to nowy impuls. Zobaczymy pozytywne efekty na Euro?
Pewnie wszyscy mają takie przeświadczenie, lecz szczerze mówiąc, w marcowych meczach eliminacyjnych nie widziałem żadnej różnicy w grze. To nie jest łatwe zadanie dla Sousy. Najpierw grał o stawkę, teraz ma dwa sparingi i to wszystko, jeśli chodzi o możliwość sprawdzania wariantów. Na mistrzostwa Europy jedzie praktycznie z marszu.
Jak bardzo dzisiejsza kadra różni się od tej, którą pan w 2006 roku zabierał na mundial do Niemiec?
Moje problemy wynikały przede wszystkim z tego, że nie wszyscy zawodnicy grali w klubach. Dlatego nie zabrałem Jerzego Dudka i Tomasza Frankowskiego. Nawet z tych, którzy pojechali, większość wchodziła w zespołach klubowych z ławki. Teraz jest zupełnie inaczej. Mamy generację młodych piłkarzy, którzy szybko wyjechali z Polski, jednak grają. Jakub Moder wybrał bardzo trudną ligę angielską, mimo to poradził sobie bardzo dobrze, a potem w kadrze strzelił gola Anglikom. Różnica jest znacząca.
Zaskoczyły pana jakieś powołania albo ich brak?
Uważam, że selekcjoner wybrał najlepszą możliwą kadrę. Postawił na zawodników, którzy wiosną po prostu występowali.
Krytykuje się go za odstawienie Kamila Grosickiego.
Ale to jest podobna sytuacja, jak za mojej kadencji z Dudkiem i Frankowskim. Grosicki ma doświadczenie, lecz brak rytmu meczowego. Na razie zresztą poczekajmy. Nigdy nie wiemy, co się zdarzy. Jeszcze mogą być urazy i okaże się, że Kamil jednak wskoczy do kadry. Dziwię się, że rezerwowych w ogóle nie ma w Opalenicy. Jeżeli faktycznie zajdzie potrzeba, by któryś z nich wziął udział w Euro, może się okazać, że nie są przygotowani. Nie wiadomo, co robią, czy w ogóle trenują.
Powinni być z resztą drużyny?
Tak uważam. Zdarzy się, odpukać, zakażenie koronawirusem, inny problem zdrowotny i będziemy ich ściągać z wakacji? Nie wierzę, żeby byli wtedy gotowi wyjść na mecz mistrzostw Europy.
Ile da się zrobić na prawie trzytygodniowym zgrupowaniu przed Euro?
Przede wszystkim po raz pierwszy od wielu miesięcy będzie okazja, żeby zespół ze sobą potrenował. Selekcjoner ma czas na rozmowy indywidualne, może zobaczyć, jak piłkarze wyglądają w pracy na dłuższym dystansie. Myślę, że w spotkaniach towarzyskich da szansę każdemu, choć musi też dobrze dobrać obciążenia. Nie było urlopów, więc tych, którzy grali w klubach najwięcej, trzeba mądrze poprowadzić. Ważne, że będzie czas na taktykę i przećwiczenie schematów. Takiej okazji Sousa jeszcze nie miał.
Oczekiwania wobec reprezentacji chyba spadły, a przynajmniej niewiele się o nich mówi. To dobrze?
Na razie wszyscy patrzymy na to dość spokojnie, ale one będą rosnąć. Kibice wiele sobie obiecują przede wszystkim po Robercie Lewandowskim, który przyjechał na kadrę zaraz po potężnym sukcesie w klubie. Nie ma takiej euforii jak kiedyś, jednak trudno, żeby dziś była. Jerzy Engel robił awans na mundial po 16 latach nieobecności. Moja drużyna jechała do Niemiec po Euro, na którym nie występowała. Potem już pojawiły się awanse na mistrzostwa Europy. Jedne organizowaliśmy sami, więc bywało, że co dwa lata oglądaliśmy kadrę na dużej imprezie. Mamy też za sobą wyjście z grupy we Francji, więc głód nie jest już tak ogromny.
Zazdrości pan Paulo Sousie, że ma piłkarzy, o których pan w 2006 roku mógł tylko pomarzyć?
Zazdrość nigdy nie jest dobra. Pracowałem w innych realiach i wybierałem z tych, którzy byli dostępni. Kazimierz Górski też nie miał super komfortu, a osiągał sukcesy. Życzę Paulo Sousie, żeby jak najlepiej wykorzystał potencjał. Niech przynajmniej wyjdzie z grupy. Nie chciałbym, żeby to były trzy spotkania i wyjazd do domu. Mamy drużynę w optymalnym momencie, z młodymi, ale już regularnie grającymi zawodnikami i najwyższy czas, by nawiązać do medali na mistrzostwach świata w 1982, igrzyskach olimpijskich w 1992 roku.
Nie widać pana w mediach, trochę się pan schował przed kibicami i dziennikarzami. Ceni pan sobie spokój?
Mieszkam w małej miejscowości pod Wronkami, ale nie uchylam się od rozmów, ani nie porzuciłem całkowicie futbolu. Niedługo będę brać udział w uroczystości z okazji stulecia urodzin Kazimierza Górskiego. Na co dzień jestem szefem komisji ds. licencji trenerskich. Udzielam się na kursach.
A zamiłowanie do polowań pozostało? Kiedyś na boiskach treningowych w Popowie dziki zniszczyły nawierzchnię i we Wronkach pół żartem, pół serio rozważano, czy nie poprosić pana o kilka strzałów, żeby je wystraszyć i więcej tam nie przychodziły.
Nie poluję już od 15 lat. Nadal jednak jestem myśliwym i płacę składki. Gdybym stracił licencję, musiałbym się pozbyć broni. Może jeszcze kiedyś wezmę udział w polowaniu ze znajomymi, ale nie ciągnie mnie do tego. Poza tym nie mam czasu. Gdy wracam do domu, wolę się zająć ogrodem i skosić trawę. Kiedy idę do lasu, przyjemniej mi się ogląda żywą zwierzynę.
Czytaj także:
Od handlu zegarkami do rewelacji PKO Ekstraklasy. Tak się wykuwa mocne charaktery
Lech Poznań rozbija bank na transferach. Zarobił już niebotyczną sumę