Urban wystąpił w reprezentacji Polski 57 razy. Po wyjeździe z kraju w 1989 roku został legendą Osasuny Pampeluna. W drużynie Nawarry rozegrał 168 spotkań i zdobył w 49 bramek. W rozmowie z WP SportoweFakty ocenia kadrę Paulo Sousy oraz wspomina hiszpański etap swojej kariery. Już w sobotę Biało-Czerwoni zmierzą się z reprezentacją Hiszpanii w Sewilli na Euro 2020. Początek meczu o godz. 21:00. Transmisja w TVP 1 i TVP Sport oraz na platformie WP Pilot. Relacja tekstowa na WP SportoweFakty.
Dariusz Faron, WP SportoweFakty: Czuł się pan w Hiszpanii gwiazdą?
Jan Urban, były reprezentant Polski i gwiazda Osasuny Pampeluna: Cóż, trudno było przejść przez miasto. Pampeluna ma 200 tysięcy mieszkańców, a piłka nożna to na Półwyspie Iberyjskim religia. Wszyscy zawodnicy Osasuny byli rozpoznawalni. Na spacerze często pozowałem do zdjęć czy podpisywałem kartki. Trzeba się przyzwyczaić, bo nie sposób się ukryć przed fanami. Pamiętam, jak pewnego razu podano w mediach, że podczas corocznej gonitwy byków przez zwierzę został zaatakowany obcokrajowiec o nazwisku Urban. Kibice przeczytali artykuł i przerazili się, że chodzi o mnie. Słyszałem anegdoty, że w szpitalach urywały się telefony. Do mnie też dzwoniło kilku zaniepokojonych znajomych. Ostatecznie okazało się, że w całym zdarzeniu ucierpiał jakiś Szwed o takim samym nazwisku.
ZOBACZ WIDEO: Czas największym problemem reprezentacji Polski. "Zrobił się koszmarny bałagan"
Jak zapamiętał pan "swoją" Osasunę?
Naszym atutem była jedność. W tamtych czasach w zespole mogło występować trzech obcokrajowców, większość składu stanowili piłkarze z regionu. Panowała bardzo rodzinna atmosfera, czułem się tam jak w domu. Strzelam, że nie znajdzie pan ani jednego byłego piłkarza Osasuny z zagranicy, który po latach twierdzi, że źle wspomina Pampelunę. Po każdym meczu na własnym stadionie jechaliśmy całą drużyną na kolację. Nie było to obowiązkowe, ale większość się zjawiała. Przychodziliśmy ze swoimi partnerkami, co jeszcze bardziej poprawiało atmosferę.
Każdy wiedział, kiedy powiedzieć pas?
Kibice widzieli, że zamawiamy sobie po drinku i nikt nie miał nic przeciwko. Oczywiście zdarzało się, że jakiś piłkarz przesadził z alkoholem, ale rzadko. Wracamy do tego, że w Pampelunie każdy nas znał. Gdyby ktoś za bardzo się bawił, taka wiadomość szybko dotarłaby do klubu.
Podobno gdy dołączył do was Roman Kosecki, na pierwszym drużynowym obiedzie bał się, że pomylił stołówki, bo wszędzie stało wino.
Tak było (śmiech). Pamiętajmy, że Hiszpania to zupełnie inna kultura. Jeśli piłkarze piją wino do obiadu, nikt nie robi z tego powodu afery. Co więcej, ludzie po jednym kieliszku wsiadają do samochodu i jadą z restauracji do domu. Nie jest to nic nadzwyczajnego. A co do Romka Koseckiego – to nie ja go sprowadzałem. Trener po prostu zapytał, co o nim sądzę i czy mielibyśmy szansę podpisać z nim kontrakt. Oczywiście wydałem pozytywną rekomendację, potem klub załatwiał transfer.
Kto był w szatni Osasuny największym wodzirejem?
Nie potrafię wskazać jednej osoby. Tworzyły się małe grupki, ale tylko przez to, że piłkarze są przecież na różnych etapach swojego życia. Kawalerzy trzymali się razem, a ja widziałem się częściej z piłkarzami, którzy założyli już rodziny. Spotykaliśmy się między innymi na placach zabaw. Siedzieliśmy przy kawie albo piwku.
Teraz przy kawie albo piwku ogląda pan zapewne mecze Polaków na Euro. Podopieczni Paulo Sousy mocno pana zawiedli?
Przed startem imprezy panowała w Polsce niepewność i niestety obawy się potwierdziły. Nie chodzi o to, że przegraliśmy mecz, który powinniśmy zremisować lub wygrać. Nie możemy narzekać, że były sytuacje, tylko po prostu ich nie wykorzystaliśmy. Mieliśmy problemy z kreowaniem okazji. Słowacja pokonała nas zasłużenie.
Jak ocenia pan selekcjonera?
Nie ma tłumaczenia dla Paulo Sousy. Miał odpowiednie warunki, by przygotować zespół, więc musi poradzić sobie teraz z trudną sytuacją. Brakuje mi wiary, że możemy zagrozić Hiszpanom. Natomiast gospodarze to drużyna o różnych obliczach, mają problemy ze strzelaniem bramek. Alvaro Morata spisuje się poniżej oczekiwań, choć to nie nasz kłopot.
Jakich zmian w składzie dokonałby pan przed Hiszpanią?
Nie skupiałbym się na konkretnych piłkarzach, bo to nie wybory personalne są największym problemem reprezentacji. Porozmawiajmy o ustawieniu. Gra z trójką obrońców nigdy nam nie wychodziła. Adam Nawałka próbował to wprowadzić i się nie udało. W ostatnim czasie Paulo Sousa przeprowadził bardzo dużo eksperymentów. Może mówić, że nie ma czasu, ale wielu selekcjonerów jest w podobnej sytuacji. Poza tym nie przyszedł tuż przed Euro, pracuje tu od lutego. Nie wiem, co konkretnie doprowadziło do fatalnego występu przeciwko Słowacji, ale nie ma wątpliwości, że zespół zagrał dużo poniżej swoich możliwości.
W Petersburgu Robert Lewandowski był bardzo osamotniony. Jak temu zaradzić?
Gdybyśmy kreowali mało sytuacji, moglibyśmy się zastanawiać, czy "Lewy" nie potrzebuje wsparcia. Ale my nie tworzymy ich w ogóle! Cały zespół nie funkcjonuje, a nie jedynie atak! Gwarantuje panu, że jeśli będziemy częściej dostarczać piłkę w pole karne, Robert to wykorzysta. A jeśli tych podań brakuje, musi się cofać i szukać piłki w środkowej strefie boiska. Na pewno przed meczem z Hiszpanią coś trzeba zmienić. Natomiast, powiedzmy sobie szczerze, nie mamy szerokiej ławki rezerwowych. I wielu piłkarzy, którzy po wejściu na murawę gwarantowaliby jakość. Dla kilku graczy jest to przecież pierwsza duża impreza.
W sobotę zagramy na murawie, o której wiele się w ostatnich tygodniach mówiło. Po pierwszej kolejce Hiszpanie byli krytykowani za zły stan boiska. Jak pan to ocenia?
To na pewno wpadka. Natomiast na południu panują upały, trudno utrzymywać murawę w odpowiednim stanie. Nie jestem fachowcem, ale takie rzeczy po prostu się zdarzają i nie jest łatwo sobie z tym poradzić. Jeśli boisko będzie w złym stanie, dla nas to dobra wiadomość. Grający szybką piłkę Hiszpanie potrzebują doskonale przygotowanej murawy, bo na pewno przewyższają nas pod względem technicznym. Łatwiej bronić się na złym boisku.
Rozmawiał pan już o najbliższym starciu z hiszpańskimi znajomymi?
Tak, pytają o mecz. Dzwonią też dziennikarze, bo jestem w Hiszpanii dosyć znany. Przed sobotą trudno być dobrej myśli. Hiszpanie nie zdołali sforsować obrony dobrze zorganizowanej Szwecji, ale jeśli się nie poprawimy, na nas to niestety wystarczy.