Kilka minut po środowym spotkaniu Zbigniew Boniek udzielał wywiadu dla TVP. Prezes PZPN mówił bez ładu i składu. Kilka razy podkreślał, że nie ma żadnych pretensji do piłkarzy za ten turniej, co już pokazuje, jak dotkliwy był tego dnia upał w Sankt Petersburgu. Boniek wyglądał jak rolnik, któremu właśnie spłonęła stodoła. Wie, że nic się już nie da uratować, ale co gorsza ma świadomość, że jest to konsekwencja tego, że sam bawił się zapałkami w nieodpowiedzialny sposób. Choć oczywiście się do tego nie przyznaje.
Zwolnienie Jerzego Brzęczka - po tym jak wywalczył awans do mistrzostw Europy i po tym jak Boniek zapewnił publicznie, że selekcjoner spełnił warunki i zostaje do turnieju Euro 2020 - było szczytem tupetu i bezczelności. Arogancją, na jaką stać jedynie Zbigniewa Bońka. W programie "Prosto z mistrzostw" w Wirtualnej Polsce Grzegorz Mielcarski powiedział o tamtej sytuacji: - Tylko Polak Polakowi potrafi zrobić taką rzecz, potrafi tak go potraktować.
Dziś największym bankrutem w polskim futbolu jest Zbigniew Boniek. Jeśli prawdą jest, że Sousa zarobi 4 mln złotych za ten rok pracy z kadrą, a drugie tyle weźmie jego sztab, są to wręcz haniebnie zmarnowane pieniądze polskiej piłki.
ZOBACZ WIDEO: Co dalej z Paulo Sousą? Jasne stanowisko byłego reprezentanta
Podtrzymuję swój apel ze stycznia, kiedy w felietonie napisałem, że zamiana selekcjonera w takim momencie i takich okolicznościach, jest niczym innym niż jedynie kaprysem Bońka i jeśli się ten chory pomysł skończy klapą na Euro 2020, to proponuję, żeby prezes wpłacił wyrzucone w błoto pieniądze z powrotem do PZPN, ale teraz ze swojej prywatnej kasy. Wtedy to będzie honorowo i wtedy będę miał poczucie, że naprawdę wziął na siebie odpowiedzialność za ten kaprys. No więc czekam panie Boniek. Będę z uwagą śledził na doniesienia medialne w tym temacie.
Boniek kończy swoją prezesurę w PZPN haniebnie. Na szczęście pakuje już walizki i w sierpniu wraca do siebie, do Rzymu. Dobrze, jakby do jednej z tych walizek spakował swój portugalski wynalazek - Paulo Sousę. Nie jest tu do niczego potrzebny facet, który na osiem meczów wygrywa tylko jeden i to z Andorą. Opowiadanie, że może warto go zostawić (bo to, bo tamto), jest robieniem ludziom wody z mózgu. Czemu miałby zostać? Jakie za nim przemawiają argumenty? Czy bronią go wyniki? Ma zostać, bo ładnie mówi i nie ma innej roboty? Może niech spróbuje jako kaznodzieja?
Reprezentacji Polski potrzebne jest nowe otwarcie. Sousa nie może z tą drużyną pozostać już nawet dnia dłużej. Bo to czas stracony. Nie tylko nie wykorzystał fundamentu, który zbudował mu Jerzy Brzęczek, ale wręcz roztrwonił potencjał, jaki ma nasza kadra. Czy ktoś chce mnie przekonać, że mamy mniejsze umiejętności piłkarskie niż Węgrzy, którzy grając w "grupie śmierci" zostawili po sobie przynajmniej dobre wrażenie?
Absolutnie nie kupuję teorii, że Sousa świetnie czyta grę. Gdyby czytał, to by w meczu ze Słowacją zdążył zdjąć z boiska Krychowiaka, zanim ten dostał drugą żółtą kartkę. Gdyby Portugalczyk czytał grę, to by w meczu ze Szwecją zdjął z boiska Tymoteusza Puchacza już po 20 minutach. Gdyby czytał grę, to grałby Karol Linetty a nie Krychowiak itd.
W grze Polaków nie widziałem żadnego pomysłu na mecz ze Szwecją. Zmiany, które Portugalczyk robił, to było po prostu wpuszczanie na boisko kolejnych ofensywnych piłkarzy. Niestety, Sousa robił to bez żadnego planu, niczym pijany kucharz, który wrzuca do gara te warzywa, które akurat ma pod ręką i sam nie wie czy wyjdzie mu zupa pomidorowa czy ogórkowa. Doszukiwanie się w tym jakiejkolwiek koncepcji jest zajęciem jałowym.
Mam przekonanie, że gdyby Sousa zastąpił Brzęczka jeszcze wcześniej, to my byśmy na te mistrzostwa Europy w ogóle nie awansowali. Co gorsza, Portugalczyk wyraźnie traci kontakt z rzeczywistością. Jeden pomeczowy - ale przerażający - cytat z Paulo Sousy: - Czy teraz, z perspektywy czasu, coś bym zmienił w naszych przygotowaniach? Nie, nic. Ścieżka, którą podążamy, jest słuszna - tak mówi facet, który właśnie wyrżnął nosem w ścianę.
A że nawijanie makaronu na uszy to znak firmowy Sousy, to Portugalczyk nie przestaje: - Jesteśmy zawiedzeni, że nie wyszliśmy z grupy, bo nasza drużyna zasługuje na znacznie więcej niż teraz. Zadecydowały głupio stracone bramki, ale to nie jest tylko kwestia obrony, a całej drużyny, która w moim odczuciu i tak zrobiła progres. Nie jest łatwo zmienić pewne przyzwyczajenia, ale dużo rzeczy już i tak zmieniliśmy. Chociażby właśnie to, że lepiej bronimy. Znacznie dalej od własnej bramki, co zawodnicy rozumieją i coraz lepiej przyswajają" - opowiadał po meczu Sousa.
Tego się nie da spokojnie słuchać, bo to jest bezczelność, tupeciarstwo i obrażanie zdrowego rozsądku kibiców. Wszyscy widzimy, że jest inaczej. Co gorsza, Sousa wyraża nadzieję, że będzie mógł kontynuować swoje dzieło. Brr... Aż mnie dreszcze przeszły. Dlaczego? Za jakie grzechy? Przychylam się wyłącznie do jednego zdania pana Sousy: - Ta drużyna zasługuje na więcej. Pełna zgoda, o ile dotyczy to osoby trenera.
Niestety, z przerażeniem patrzę, że są w Polsce ludzie, których Portugalczyk zaczarował i chcą mu dawać kolejne szanse w pracy z reprezentacją. Przed nami eliminacje do mundialu. Źle zaczęte, ale przecież jest jeszcze co ratować. Na razie Sousa zostawił nas na 4. miejscu w grupie. Niezła rekomendacja (oprócz "sukcesów" na Euro 2020) do kontynuowania pracy selekcjonera, prawda? Niestety, w sprawie zatrudnienia Sousy zostaliśmy nabrani metodą "na wnuczka". Ale nabrać się na ten numer dwa razy?