W wyniku pandemii koronawirusa siłownie i kluby fitness zamknięto po raz drugi w październiku. Zgodnie z obowiązującymi przepisami z obiektów mogą korzystać wyłącznie profesjonaliści, członkowie kadr narodowych, ale również dzieci i młodzież, którzy uczestniczą we współzawodnictwie sportowym. Po miesiącach lockdownu w branży coraz głośniej mówi się o buncie.
"Nadszedł ten dzień, kiedy po wielotygodniowych analizach, szacowaniu ryzyka, weryfikacji kilkunastu opinii prawnych 01.02.2021 OTWIERAMY BRANŻĘ FITNESS. Wszystkim obiektom, które zdecydują się dołączyć do akcji federacja chce zaoferować pomoc merytoryczną i prawną" - napisała w mediach społecznościowych Polska Federacja Fitness.
Czy to oznacza, że 1 lutego w klubach fitness i siłowniach znów zaroi się od klientów? Sprawa nie jest oczywista, a widmo drakońskich kar odstrasza.
ZOBACZ WIDEO: Wielki autorytet potrzebny reprezentacji Polski. "Zawodnicy przyjeżdżają na kadrę i zapominają jak się biega po boisku"
- Jeżeli otworzy się 90 procent klubów w Polsce, wtedy i ja otworzę drzwi siłowni, bo zwyczajnie nie będę miał wyjścia. Jeżeli otworzy się jeden klub w mieście, to nie mam zamiaru ryzykować, żeby później płacić ogromne kary rzędu 30 tysięcy złotych. To by się nie opłacało - mówi nam Piechowiak, właściciel siłowni, kulturysta i zawodnik MMA. "Bestia" jest właścicielem siłowni w Sulechowie, kilkunastotysięcznym miasteczku w województwie lubuskim.
"Pietrek Gym" to jedna z trzech siłowni w miasteczku. W wyniku drugiego lockdownu zamknięta już od trzech miesięcy. Podobnie jak zdecydowana większość siłowni w kraju. Okazuje się, że nie wszyscy stosują się do rządowych obostrzeń.
- W tym momencie mamy chorą sytuację. Są równi i równiejsi. Niektóre kluby dają klientom specjalne kwitki do podpisu, że ktoś jest zawodnikiem i przygotowuje się do zawodów. Dzięki temu te osoby mogą trenować - tłumaczy Piechowiak.
Dlaczego zatem jest tak, że 90 procent klubów jest zamkniętych, a reszta jest otwarta pomimo rządowych restrykcji?
- Nie mam zielonego pojęcia, ale za to powinny posypać się kary. Wydaje mi się, że właściciele klubów powinni być solidarni: skoro branża jest zamknięta, to się tego trzymamy. Nie powinno być wyjątków. W tych czasach każdy coś traci. Finansowo również dostaję po tyłku, ale nie kombinuję. Albo się otwieramy wszyscy, albo się nie otwieramy - wyjaśnia Piechowiak, chociaż zdaje sobie sprawę, że sytuacja w branży jest dramatyczna.
- Każdy ma nóż na gardle. Szczególnie ci, którzy żyją tylko z prowadzenia klubów. Współczuję właśnie tym, dla których siłownia jest jedynym źródłem utrzymania. Ale moim zdaniem powinniśmy trzymać się decyzji rządu i poczekać na ponowne odmrożenie branży. Jeśli to się nie stanie, rząd powinien mocniej wesprzeć branżę, bo sytuacja nie jest łatwa - przekonuje Piechowiak, który znany jest nie tylko ze sportów siłowych, ale i pojedynków w formule MMA.
Dla federacji Fame MMA stoczył dwa pojedynki. W pierwszym zmiażdżył Marcina Najmana, w drugim - pokonał przez poddanie Piotra Szeligę.
- W tym roku stoczę najprawdopodobniej dwie walki. W ciągu kilku tygodni poznacie nazwisko mojego rywala, ale myślę, że to będzie jedna z najlepszych gal Fame MMA w historii. Do klatki wejdzie dwóch gladiatorów, wniesiemy do klatki około 220 kg. Będzie grubo i głośno - zapowiada. Spekuluje się, że rywalem Piechowiaka może być Paweł "Popek" Mikołajuw.
Zobacz także:
Norman Parke zawalczy poza KSW
McGregor twierdzi, że Numagomiedow unika rewanżu