Środowa konferencja ministra zdrowia Adama Niedzielskiego nie zmieniła sytuacji branży fitness. Kluby i siłownie pozostają zamknięte od połowy października. Według rządzących, w tych obiektach istnieje duże ryzyko transmisji wirusa. Problem w tym, że przedsiębiorcy z branży tak naprawdę nie wiedzą, na czym stoją. Z tego względu, prezes Polskiej Federacji Fitness proponuje, aby wzorem Wielkiej Brytanii, rząd już teraz ogłosił oficjalną datę otwarcia klubów fitness.
W poniedziałek, 22 lutego, premier Boris Johnson przedstawił dokładny plan wychodzenia z kolejnych obostrzeń. Otwarcie branży fitness zaplanowano na 12 kwietnia - oczywiście jeśli sytuacja epidemiczna w kraju się utrzyma. - Dobrze byłoby iść w tym kierunku - podkreśla w rozmowie z nami Tomasz Napiórkowski.
Prezes Polskiej Federacji Fitness przypomniał, że apel, dotyczący podania oficjalnej daty otwarcia branży, pojawiał się już wcześniej. - Dlaczego mielibyśmy się na tym nie oprzeć, skoro nasza sytuacja medyczna jest lepsza niż w Wielkiej Brytanii. Skoro kraj, który ma gorszą sytuację, jest w stanie to zrobić, to my tym bardziej - podkreśla Napiórkowski.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Połamał hokejowy kij na głowie rywala
Kiedy branża mogłaby zostać otwarta? - Wcześniej proponowaliśmy roboczy termin na 11 marca, ale w kontekście trzeciej fali, byłoby to ciężkie. Jeśli sytuacja epidemiczna na to pozwoli, to początek kwietnia byłby dobrą datą. Do tego czasu powinniśmy spokojnie zaszczepić grupę ryzyka, a to przecież był jeden z argumentów ws. dalszego zamknięcia branż - przypomina prezes PFF.
Od października straty całej branży wynoszą już ponad 2 miliardy złotych. Większość przedsiębiorców nie może liczyć na żadne wsparcie z rządu i niektórzy z nich decydują się na otwarcie obiektów. - Problemy przedsiębiorców pokrzywdzonych przez lockdown wynikają z niewystarczającej pomocy od państwa. Ona była i wciąż jest za mała - dodaje przedstawiciel branży fitness.
Według Napiórkowskiego, rozwiązaniem problemu mogłoby być wejście w życie tzw. "ustawy odszkodowawczej", zakładającej wyrównanie strat poniesionych przez ograniczenia działalności w czasie pandemii.
Projekt ustawy przegłosowano już w Senacie i został on wysłany do Sejmu. Jakie przyniósłby korzyści? - System sądownictwa nie zakorkowałby się przez tysiące indywidualnych pozwów odszkodowawczych. Odszkodowania mogłyby zostać pokryte z unijnego Funduszu Odbudowy, a nie Skarbu Państwa i wynosiłyby 70 proc. poniesionej straty, a nie 100 proc., tak jak w przypadku indywidualnych pozwów. Dodatkowo od tej kwoty byłaby odejmowana już uzyskana jakakolwiek pomoc od państwa. To kluczowa kwestia dla wszystkich zamkniętych branż. Przedsiębiorcy muszą odzyskać to, co stracili w wyniku lockdownu - podkreśla Napiórkowski.
Czytaj też:
-> Premier Boris Johnson ogłosił plan. Kibice w Anglii poznali termin powrotu na stadiony
-> Człowiek na człowieku w kolejce na stok. Wirusolog mówi wprost: To ludzka głupota