Ferrari ostatni raz wygrało klasyfikację kierowców Formuły 1 w roku 2007, a w kolejnym sezonie zwyciężyło zestawienie konstruktorów. W Maranello na tytuł czekają zatem od 15 lat, a mowa przecież o żywej legendzie dyscypliny. Fanom włoskiej ekipy apetyty rozbudził udany początek sezonu 2022, ale ostatnio Charles Leclerc znalazł się w defensywie.
Monakijczyk obecnie traci 49 punktów do Maxa Verstappena i to Holender wydaje się być głównym kandydatem do tytułu F1. Zdaniem niektórych ekspertów, obecnie tylko Holender byłby w stanie wynieść legendarną markę na szczyt.
- Gdybym był dyrektorem Ferrari, zapytałbym wprost: ile będzie kosztować wykupienie Maxa z Red Bulla? Kto twierdzi, że nie da się tego zrobić? Widziałem już, jak pieniądze mogą zdziałać cuda. To pokazuje, ile wart jest Max. On byłby bezcenny dla Ferrari, bo jest wart każdych pieniędzy - ocenił Tom Coronel w rozmowie z racingnews365.com.
ZOBACZ WIDEO: Pudzianowski pokazał swoje czerwone Porsche. Uśmiejesz się do łez
Trudno nie dostrzec tu analogii względem wydarzeń z połowy lat 90. Wtedy Ferrari też przeżywało kryzys, a ostatni tytuł mistrzowski świętowany był w sezonie 1979. Ekipa postanowiła ściągnąć do siebie Michaela Schumachera, z którym systematycznie rozwijała bolid, aż zatriumfowała w roku 2000.
Coronel nie ma wątpliwości, że Verstappen odniósłby sukces w Ferrari, pomimo gorszych czasów zespołu z Maranello. - Jaka jest wartość Maxa? Wynosi tyle, ile Ferrari jest gotowe zapłacić. Myślę, że nie bez przyczyny Red Bull podpisał z nim kontrakt aż do końca sezonu 2028. Zapewnili sobie, że najlepszy kierowca F1 pozostanie w ich szeregach - stwierdził 50-latek.
Aktualny mistrz świata na początku roku podpisał kontrakt z Red Bull Racing aż do końca sezonu 2028. Znajduje się w nim jednak klauzula wydajności, która pozwala Holendrowi rozwiązać umowę w niemal każdej chwili, jeśli "czerwone byki" przestaną wygrywać wyścigi i nie będą się liczyć w walce o podia w Formule 1. Tyle że na razie się na to nie zanosi.
Czytaj także:
Rosjanin walczy o odzyskanie pieniędzy. Jest komentarz prawnika
Powiązania z Rosją i Putinem. To dopiero początek jego problemów