Formuła 1 boleśnie przekonała się, jak mocno limit wydatków może wpłynąć na funkcjonowanie zespołów. Początkowo zakładano, że w sezonie 2022 ekipy będą mogły wydać 140 mln dolarów plus 1,2 mln dolarów za każdy dodatkowy wyścig, jeśli kalendarz będzie liczyć więcej niż 21 rund. Wysoka inflacja pokrzyżowała jednak plany zespołom.
Przed przerwą wakacyjną Formuła 1 osiągnęła kompromis z ekipami, na mocy którego limit wydatków zostanie podniesiony o 3,1 proc. To jednak nie rozwiązuje problemu do końca. Wysokie koszty surowców czy transportu, spowodowane wojną w Ukrainie, utrudniają bowiem kreślenie długofalowych planów i wydatków.
- Nasz dział finansowy został mocno rozszerzony - zdradził "Motorsport Total" Helmut Marko, doradca Red Bull Racing ds. motosportu.
ZOBACZ WIDEO: Raj na ziemi. Odwiedziliśmy nowy "dom" Lewandowskich
- W przeszłości inżynierowie musieli tylko powiedzieć, ile gotówki potrzebują. Jeśli wykraczali poza biznesplan, to trzeba było skoordynować to wszystko w głównej siedzibie Red Bulla w Salzburgu. Teraz jest inaczej. Współpraca z księgowymi wpływa na nasze poprawki do bolidu, na tempo ich przygotowania - dodał Marko.
"Czerwone byki" obecnie są w komfortowej sytuacji, bo Max Verstappen posiada 80 punktów przewagi nad Charlesem Leclercem w klasyfikacji generalnej F1. Jednak Ferrari w pierwszej fazie sezonu 2022 zwracało uwagę na to, że Red Bull narzucił tak intensywne tempo rozwoju bolidu, że zabraknie mu wolnych środków na opracowanie poprawek w kolejnych miesiącach.
Zdaniem Marko, Red Bull nadal ma dostępny budżet na poprawki, a to efekt m.in. pracy księgowych, którzy szukają oszczędności w każdym możliwym dziale. - To proces, którego uczy się FIA, ale my również. Mam nadzieję, że Formuła 1 nie przerodzi się w mistrzostwa księgowych - stwierdził Austriak.
Problem polega na tym, że część zespołów posiada zaplecze w postaci firm motoryzacyjnych, gdzie może lokować swoich pracowników i delegować ich do działań związanych z F1. Taką możliwość mają Ferrari, Mercedes czy Renault (Alpine). Jednak Red Bull też posiada spółkę-córkę, w której jest w stanie zatrudnić część personelu.
- Zwolniliśmy trochę ludzi z Red Bull Racing, ale mamy też spółkę Red Bull Technologies. Część ludzi zostanie tam przeniesiona i otrzyma swoje zadania. Mamy projekt dotyczący opracowania samochodu klasy Hypercar, mamy program dotyczący America's Cup. Dlatego zatrzymujemy nasz personel, nie chcemy go stracić - podsumował Marko.
Czytaj także:
Rosjanie nadal swoje. Mówią o ogromnym oszustwie
Bernie Ecclestone przed sądem. Były szef F1 nie przyznał się do winy