Aby zrozumieć, dlaczego oskarżenia o złamaniu przepisów finansowych przez Red Bull Racing i Aston Martina wywołały tak powszechne oburzenie, należy przytoczyć dane sprzed sezonu 2021. Gdy w Formule 1 nie obowiązywał limit wydatków, największe zespoły potrafiły wydać rocznie ponad 400 mln dolarów. W tym samym czasie najmniejsi mogli liczyć na budżety rzędu 100 mln dolarów.
Dzięki zaciskaniu pasa i wprowadzeniu granicy budżetowej, która w sezonie 2021 wynosiła 145 mln dolarów, udało się nieco zatrzeć podział królowej motorsportu na "Formułę A" i "Formułę B". Ewentualna decyzja FIA o karach za przekroczenie dozwolonego pułapu będzie mocno rzutować na całą F1.
Przepisy określają, że wydanie o 5 proc. więcej niż zezwala na to limit, stanowi "drobne" naruszenie regulaminu. Jednak zdaniem Ferrari, nawet kilkaset tysięcy dolarów może przyczynić się do poważnych zysków na torze. - Szkoda, że rozmawiamy o tym w październiku 2022 roku, podczas gdy mówimy o ewentualnym złamaniu przepisów w sezonie 2021. Przekroczenie budżetu nie tylko wpływa na zeszłoroczne mistrzostwa, ale też obecne - powiedział Mattia Binotto w Sky Italia.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poznajesz ją? Nie nudzi się na sportowej emeryturze
- Poczekajmy na oficjalną decyzję FIA, ale niezależnie od wysokości kwoty, nawet gdyby ktoś miał przekroczyć budżet o 4 mln dolarów, co regulamin uznaje za "drobne naruszenie", to jest to ogromna kwota. Dla nas jest to suma, jaką mamy na rozwój bolidu przez cały sezon. 4 mln dolarów to 70 osób w dziale technicznym, które potrafią wymyślić i wyprodukować rozwiązania warte nawet 0,5 s na okrążeniu - zaznaczył szef Ferrari.
Zdaniem Binotto, przekroczenie limitu wydatków w jednym sezonie wpływa na dwa kolejne, bo wynika to z faktu, że zespoły wykorzystują dane konstrukcje i rozwijają je w kolejnych miesiącach. - Dlatego to tak ważne. To test wiarygodności tego systemu. Mam nadzieję, że każdy sobie z tym poradził poprawnie i zmieścił się w limicie, bo inaczej będziemy mieć duży problem do wyjaśnienia - skomentował Włoch.
Warto przy tym pamiętać, że Max Verstappen pokonał Lewisa Hamiltona w sezonie 2021 różnicą ledwie ośmiu punktów. Dlatego ewentualne złamanie przepisów przed Red Bulla będzie tworzyć dyskusje, czy Holender zasłużenie został mistrzem świata. Jednak odebranie tytułu Verstappenowi jest mało prawdopodobne.
- Jeśli wydasz 5 mln dolarów więcej, to ma to ogromny wpływ na mistrzostwa. Dlatego uważnie monitorujemy, jakie części przywożą dane ekipy na tor na każdy wyścig. Robimy to od sezonu 2021. Widać, że są dwie ekipy, które postępują podobnie i jedna, która ciągle wydaje więcej - powiedział Toto Wolff, szef Mercedesa, najpewniej wskazując palcem właśnie na Red Bulla.
- My wydajemy 3,5 mln dolarów rocznie na nowe części do bolidów. Widać jak na dłoni, że nawet 0,5 mln dolarów może w takim przypadku zrobić różnicę. Ze względu na limit wydatków nie wyprodukowaliśmy lżejszych części, aby obniżyć masę bolidu, bo zabrakło nam dostępnych środków. Możemy to zrobić najwcześniej w roku 2023 - dodał Wolff.
Oficjalna decyzja FIA ws. audytów ekip F1 ma być znana w środę. W przypadku przekroczenia limitu wydatków, zespoły muszą się liczyć m.in. z karą finansową, ograniczeniem dostępnego budżetu w sezonie 2023 i zmniejszeniem dostępu do tunelu aerodynamicznego.
Czytaj także:
Mercedes bliski transferu kierowcy. To będzie zaskakujący ruch w F1
Były szef F1 poczeka na wyrok. Wraca sprawa zatajenia 650 mln dolarów