Czy model SF23 da Ferrari wymarzony tytuł mistrzowski? To pytanie zadają sobie kibice Formuły 1, bo zaprezentowana w Walentynki maszyna podbiła serca fanów. Sytuacja jest o tyle ciekawa, że za rozwój tej koncepcji odpowiedzialny był Mattia Binotto. Włoch w związku z fiaskiem sezonu 2022 odszedł jednak z firmy na początku stycznia, a jego miejsce zajął Frederic Vasseur.
Z fabryki w Maranello docierają informacje, że tegoroczny bolid jest bardziej wydajny pod względem aerodynamicznym. Udało się też obniżyć jego masę, przez co będzie mniej zużywał ogumienie.
Włosi mieli też poprawić moc i niezawodność jednostki napędowej. Dlatego też ekscytacja przed startem sezonu 2023 jest spora.
ZOBACZ WIDEO: Wyjątkowy gest. Pojawiły się łzy wzruszenia
Jeśli okaże się, że model SF23 jest udaną konstrukcją, to Binotto mimo wszystko nie zamierza przypisywać sobie zasług. - W Formule 1 nie mówimy o jednostce, ale o całej grupie ludzi. To samochód, który wprawdzie został zaprojektowany w ubiegłym roku, gdy byłem szefem Ferrari, ale to nie jest mój bolid. To maszyna Ferrari - powiedział 53-latek w rozmowie z "Corriere dello Sport".
- Aby wygrać, zawsze musisz mieć najlepszy bolid. Kierowca może robić różnicę na torze, ale to kwestia 0,2 s na okrążeniu - dodał Binotto.
Włoski inżynier pracował w Ferrari przez dekady. Pamiętał jeszcze czasy sukcesów Michaela Schumachera oraz tytułu mistrzowskiego Kimiego Raikkonena. To właśnie wtedy, w roku 2007, zespół z Maranello po raz ostatni wygrywał rywalizację kierowców w F1. To szmat czasu, dlatego we włoskim zespole z każdym sezonem rośnie presja związana z przerwaniem fatalnej serii.
Czytaj także:
- Ostatni bolid F1 pokazany. W pierwszych wyścigach będzie różowy
- Syn miliardera z F1 wyśmiany. Te słowa mu się nie spodobają