Od jakiegoś czasu w padoku Formuły 1 pojawiają się plotki, iż Charles Leclerc może nie przedłużyć kontraktu z Ferrari. Umowa Monakijczyka wygasa po sezonie 2024. Równie długie porozumienie obowiązuje Carlosa Sainza. Hiszpan trafił do ekipy z Maranello w roku 2021 i zaczął notować dobre wyniki, ale w ostatnim okresie 28-latek obniżył loty.
Przyszłość Sainza w Ferrari stoi pod znakiem zapytania, bo Hiszpan z jednej strony ma aspiracje do bycia liderem zespołu i nie zamierza ograniczać się do roli kierowcy wspierającego Leclerca, a równocześnie jego rezultaty nie predysponują go do przejęcia tak poważnej funkcji.
W rozmowie z "Motorsport Week" kierowca z Madrytu ujawnił, że na początku 2024 roku chce znać swoją przyszłość i wtedy podejmie decyzję, czy przedłużyć umowę z Ferrari. - Nie chcę ujawniać moich strategii negocjacyjnych, bo tego nigdy nie robię - zaznaczył.
ZOBACZ WIDEO: Radwańska trenowała w Monaco. Tylko spójrz z kim
- W przeszłości zawsze powtarzałem, że lubię wchodzić w sezon z wiedzą na temat tego, gdzie będę się ścigał w kolejnym roku. Przeżyłem już to w Renault, gdzie moja przyszłość nie była wyjaśniona i w ogóle mi się to nie podobało. Teraz chcę mieć wszystko zaplanowane, taki jest cel - dodał.
W ostatnich miesiącach Sainz był łączony m.in. z transferem do Audi oraz Alpine. W przypadku oferty z niemieckiej ekipy, oficjalnie pojawi się ona w F1 w roku 2026. Dlatego też Hiszpan musiałby spędzić pierwszy sezon w Sauberze, bo to na bazie tego zespołu powstanie fabryczna ekipa Audi.
- Czy chciałbym, aby coś zostało załatwione jeszcze w tym roku? Niekoniecznie, ale na początku przyszłego już tak - skomentował Sainz.
Jeśli Leclerc nie zdecyduje się na przedłużenie kontraktu, bo będzie miał dość kiepskich wyników Ferrari, a równocześnie Sainz opuści zespół, to Włosi doświadczą katastrofy. Wejdą w sezon 2025 z duetem kierowców, który nie zna dobrze ekipy i samochodu. Z drugiej strony, tak legendarna marka jak Ferrari nie będzie miała problemów z przyciągnięciem głośnych nazwisk.
Czytaj także:
- Russell wyładował swoją frustrację. Uspokajał go sam szef Mercedesa
- Perez przeprosił zespół za fatalny występ. "Taki błąd jest niedopuszczalny"