Kibice pokazali, co myślą o decyzji F1. Tego należało się spodziewać

F1 robiła wiele, aby ograniczyć możliwość oglądania GP Las Vegas na "dziko". Specjalnymi płachtami zasłoniono kładki i inne miejsca, z których można było obserwować tor uliczny. Kibice zrobili w nich jednak dziury i swobodnie oglądali wyścig.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Sergio Perez na torze w Las Vegas Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Sergio Perez na torze w Las Vegas
Organizacja GP Las Vegas od początku budziła spore emocje. Część mieszkańców "miasta grzechu" nie chciała słyszeć o goszczeniu Formuły 1. Dodatkowo królowa motorsportu zrobiła wiele, aby ograniczyć możliwość oglądania wyścigu za darmo z miejsc dostępnych publicznie. Dlatego na wielu kładkach i ulicach wokół kultowego The Strip pojawiły się specjalne płachty zasłaniające widok na tor.

Plandeki i płachty były niszczone przez mieszkańców Las Vegas w ostatnich tygodniach, a organizator wyścigu F1 na bieżąco naprawiał ubytki. Jednak podczas weekendu wyścigowego możliwości w tym zakresie były ograniczone i ostatecznie część kibiców dopięła swego, nielegalnie obserwując zmagania kierowców.

Co ciekawe, sklepom wzdłuż The Strip zakazano też sprzedaży szklanych przedmiotów w trakcie rywalizacji F1. Wszystko po to, aby ograniczyć ryzyko przedostania się na tor niebezpiecznych rzeczy.

ZOBACZ WIDEO: Kogo najtrudniej namówić na wywiad w trakcie meczu? Znany dziennikarz tłumaczy

Najwięcej "nielegalnych" kibiców gromadziło się w pobliżu zakrętu numer czternaście, tuż obok kasyna i hotelu Planet Hollywood. Jest to jedno z najlepszych miejsc do wyprzedzania na ulicznym torze w Las Vegas, stąd też wybór fanów, by niszczyć płachty zasłaniające w tej lokalizacji nie był przypadkowy.

Organizatorzy GP Las Vegas mieli też obawy, że po wyścigu na tor wtargną kibice, podobnie jak miało to miejsce w tym roku w Australii i Brazylii. W "mieście grzechu" nie doszło jednak do żadnych incydentów tego typu. Wynika to z faktu, że płoty ochronne zostały solidniej zabezpieczone niż na innych obiektach.

Formuła 1 i tak ma o czym myśleć po GP Las Vegas. Piątkowy trening trwał tylko osiem minut po tym, jak Carlos Sainz najechał na poluzowaną studzienkę kanalizacyjną i uszkodził bolid. Ze względów bezpieczeństwa zarządzono kontrolę wszystkich włazów na torze, co opóźniło kolejną sesję treningową. Rozpoczęła się ona dopiero o godz. 2.30 czasu lokalnego.

Późna pora rozgrywania drugiego treningu sprawiła, że na trybuny nie wpuszczono kibiców, co tłumaczono kwestiami logistycznymi i przepisami prawa pracy. Poszkodowanym fanom zaproponowano rekompensatę w wysokości 200 dolarów. Wspomnianą kwotę można wydać na zakupy w sklepie F1. Jednak nie wszystkim sympatykom wyścigów taka forma odszkodowania przypadła do gustu. Jedna z kancelarii wytoczyła już proces Formule 1.

Czytaj także:
Kolejna wpadka F1 w Las Vegas. "Niedopuszczalne i szokujące"
Kibice złożyli pozew przeciwko F1. Żądają sporego odszkodowania

Czy GP Las Vegas okazało się sukcesem?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×