Carlos Sainz został wypuszczony z garażu, gdy równocześnie Lewis Hamilton przejeżdżał przez aleję serwisową, co zmusiło kierowcę Mercedesa do zwolnienia, aby uniknąć kolizji. Dlatego nie było zaskoczeniem, że Sainz, Hamilton i przedstawiciele zespołów zostali wezwani do sędziów po sesji, ponieważ takie zdarzenia są jednym z najczęściej karanych wykroczeń w F1.
Po wysłuchaniu kierowców i zespołów, FIA dowiedziała się, że mechanik Ferrari odpowiedzialny za wypuszczenie Sainza dał sygnał przed tym, jak kierowca był gotowy do opuszczenia garażu. To z kolei spowodowało małe opóźnienie, które ostatecznie doprowadziło do wyjazdu Hiszpana tuż przed bolidem Brytyjczyka.
Hamilton musiał podjąć działania zapobiegawcze i na szczęście uniknął kolizji. W tej sytuacji doszło jednak do naruszenia artykułu 34.14, a sędziowie nałożyli na Ferrari standardową grzywnę w wysokości 5 tys. euro.
ZOBACZ WIDEO: Włókniarz może spaść z PGE Ekstraligi. Cieślak zaniepokoił kibiców
Dla Ferrari to kolejny cios po dość nieudanych kwalifikacjach do GP Kataru. Carlos Sainz zakwalifikował się do wyścigu na siódmym miejscu, mając trudności z dorównaniem tempem Charlesowi Leclercowi i był sfrustrowany, że zmiany w samochodzie nie były w stanie naprawić "fundamentalnych problemów".
- Zdecydowanie próbowaliśmy wielu rzeczy, zarówno w ustawieniach, jak i w przygotowaniu opon, ale to nie zmieniało naszych fundamentalnych problemów - narzekał Sainz w rozmowie ze Sky Sports, zwracając uwagę m.in. na brak balansu w modelu SF-24.
Głównym celem Ferrari w ten weekend jest gonienie McLarena w klasyfikacji konstruktorów, ale duet stajni z Woking po sobotnim sprincie powiększył przewagę nad rywalem z Włoch do 30 punktów. Na dodatek Lando Norris i Oscar Piastri zapewnili sobie lepsze pozycje startowe w GP Kataru. - Jeśli ukończą wyścig przed nami, to zdobycie mistrzostwa w Abu Zabi będzie niczym "mission impossible" - podsumował Sainz.