Roman Biliński znów udowodnił, że w trudnych warunkach czuje się jak ryba w wodzie - śliska nawierzchnia i ograniczona widoczność nie były w stanie przeszkodzić mu w pokazaniu wysokiej klasy i dojrzałości za kierownicą.
Niestety już na samym początku wyścigu startujący z osiemnastej pozycji kierowca Rodin Motorsport miał pecha. Doszło do kontaktu z Bradem Benavidesem - incydentu, który sędziowie uznali za element wyścigowej rywalizacji, bez orzekania o winie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co oni zrobili! Niesamowity gol w ósmej sekundzie
W jego wyniku Biliński wykręcił "bączka" i spadł na koniec stawki - na 29. miejsce - a Benavides zakończył swój udział w wyścigu uderzeniem w barierę.
To, co wydarzyło się później, pokazało jednak charakter polskiego kierowcy. 21-latek skorzystał na kolizji dwóch innych kierowców, m.in. walczącego o podium Ugo Ugochukwu, przesunął się na 27. miejsce i zaczął systematyczną pogoń.
Wyprzedzał rywali jeden po drugim i ostatecznie przekroczył linię mety na szesnastym miejscu, co można uznać za bardzo dobry wynik, biorąc pod uwagę fakt, że musiał atakować z końca stawki.
Mimo braku punktów, wyścig ten był kolejnym dowodem na to, że Polak ma nie tylko talent, ale i mentalność wojownika i dodatkowo, że niestraszne mu są nawet najtrudniejsze warunki na torze.
- To był trudny wyścig - mokry tor, słaba widoczność, a do tego pechowy incydent na starcie, po którym spadłem na sam koniec stawki. Szkoda, bo tempo mieliśmy naprawdę dobre. Cieszę się jednak, że udało się odrobić tyle pozycji. Zabrakło punktów, ale pokazaliśmy charakter. Biorę z tego wyścigu to, co najlepsze i jedziemy dalej - powiedział po wyścigu Biliński.
Niedzielne zmagania wygrał lider klasyfikacji generalnej Rafael Camara, przed Marim Boyą i Tuukką Taponenem. Ostatnia runda mistrzostw świata Formuły 3 rozegrana zostanie na początku września w "Świątyni Prędkości", czyli na torze Monza.