Zarządcy toru Sepang International Circuit nie skreślają szans na powrót GP Malezji do kalendarza Formuły 1, mimo że tamtejszy rząd odmówił finansowego wsparcia imprezy. Malezja wypadła z harmonogramu F1 po sezonie 2017. Wówczas rządzący krajem uznali, że dalsze dokładanie do zawodów nie ma sensu. Problem w tym, że chwilę później królowa motorsportu zaczęła rozwijać się na arenie międzynarodowej po przejęciu przez Liberty Media.
W ostatnich latach tory na całym świecie notują rekordowe frekwencje, co poprawia ich wyniki finansowe. Jednocześnie Liberty Media aktywnie współpracuje z promotorami, by zwiększać opłacalność każdego Grand Prix. Dlatego też zarządcy Sepang coraz śmielej zabiegają o powrót GP Malezji, uznając, że rezygnacja z wyścigu była "błędem".
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica wspomina potworny wypadek. "Nie jestem już tym samym człowiekiem"
Malezyjski rząd jasno zadeklarował, że nie przeznaczy środków na wskrzeszenie imprezy. Według doniesień mediów, Amerykanie z Liberty Media mieli zażądać 70 mln dolarów rocznie za obecność w kalendarzu F1. Dlatego w krótkiej perspektywie Sepang musi zapomnieć o obecności w terminarzu mistrzostw świata.
- Jestem niemal pewien, że Formuła 1 kiedyś wróci do Malezji, ale nie teraz. Myślę, że obecnie rząd skupia się wyłącznie na potrzebach obywateli, zamiast wydawać miliony dolarów i ringgitów na opłatę za F1 - powiedział "Autosportowi" dyrektor generalny toru Sepang, Azhan Shafriman Hanif.
- Wierzę, że przy odpowiednim wsparciu ze strony prywatnych korporacji w przyszłości być może uda się ją przywrócić. Na ten moment odpowiedź brzmi: "nie". Mimo wszystko mam nadzieję, że Formuła 1 pewnego dnia do nas wróci - dodał Hanif.
Zapytany, czy Sepang mógłby zorganizować wyścig F1 bez pieniędzy publicznych, Hanif odparł dwuznacznie. - Nie powiedziałbym, że to niemożliwe. Musimy tylko znaleźć właściwego partnera. Oczywiście, jeśli ktoś wykłada duże środki, aktywa i tak dalej, to co dostaje w zamian? To kwestie, które trzeba rozważyć i przedyskutować. Jeśli kiedykolwiek Formuła 1 miałaby wrócić, jesteśmy gotowi do organizacji. I miejmy nadzieję, że opłata za prawa nie obciąży rządu - stwierdził.
Kalendarz F1 osiągnął już maksymalną liczbę 24 wyścigów, co utrudnia w krótkim terminie dołączanie nowych rund. Potencjalna kandydatura Malezji musiałaby się zmierzyć z rywalami, w tym z Tajlandią, gdzie rząd zabezpieczył już 1,2 mld dolarów na uliczny wyścig w Bangkoku. O miejsce w F1 mają zabiegać także Rwanda i Argentyna.
W niedalekiej przyszłości w terminarzu mogą jednak pojawić się luki. Po sezonie 2026 kończy się umowa na organizację GP Holandii, która nie zostanie przedłużona. Dodatkowo organizatorzy GP Belgii zgodzili się na rotacyjną obecność w kalendarzu co kilka lat. Na podobne rozwiązanie liczą też zarządcy toru Circuit de Catalunya w Barcelonie po tym, jak stracili prawa do GP Hiszpanii na rzecz Madrytu.
Tor Sepang zamierza nadal promować Malezję poprzez wyścig MotoGP. Obecna umowa ws. motocyklowego GP Malezji wygasa po sezonie 2026, ale wkrótce ma dojść do zawarcia nowego, wieloletniego kontraktu.