Komuniści uprowadzili mistrza świata Formuły 1 - tak zaczęła się przyjaźń

Mistrz świata Formuły 1 uprowadzony! - taka wiadomość obiegła światowe media. Porwanie trwało jedynie 27 godzin i było jednym z najbardziej eleganckich tego typu aktów w całej ich historii.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski

Juan Manuel Fangio, pięciokrotny mistrz świata Formuły 1, najwybitniejszy kierowca pierwszej ery motorsportu, w gorący, niedzielny wieczór 23 lutego 1958 roku relaksował się przed wyścigiem o Grand Prix Kuby. Choć od Zatoki Hawańskiej wiała przyjemna bryza, upał dawał się we znaki na tyle, by zachęcać do sączenia rumu z lodem. Gdy mistrz rozmawiał z przyjaciółmi o zwycięstwie, które zamierzał odnieść nazajutrz, nagle zobaczył skierowaną w swoją stronę lufę pistoletu. Spojrzał na trzymającego broń młodego mężczyznę - nosił skórzaną kurtkę, kolonialny wąs i wyglądał jak dubler Clarka Gable'a z "Przeminęło z Wiatrem". Mężczyzna, mocno zaciskając pistolet, szorstko i zdecydowanie oznajmił: - Panie Fangio, musi pan iść ze mną.

Prezydent i gangsterzy z USA

Pod koniec lat 50. Kuba zasługiwała na miano "gorącej wyspy" nie tylko z powodu pogody. Z każdym dniem klimat komunistycznej rewolucji zbliżał się do punktu wrzenia. W górach grasowali partyzanci Fidela Castro, a na ulicach wybuchały coraz gwałtowniejsze protesty przeciwko dyktatorskiej władzy prezydenta Fulgencio Batisty. Batista chciał jednak tworzyć pozory normalności. Przynajmniej w Hawanie, w planach prezydenta jawiącej się jako latynoamerykańskie Las Vegas, w którym bogaci Amerykanie będą zostawiać duże pieniądze.

Ściągnięcie wyścigów F1 na Kubę miało być wabikiem na kochających blichtr i szastających kasą bogaczy. A także poprawić wizerunek prezydenta, znanego z prowadzenia interesów z najpotężniejszymi gangsterami USA - Luckym Luciano, Vito Genovesem i Meyerem Lanskym. Batista ograniczał też swobody obywatelskie i siłą tłumił protesty politycznych przeciwników.

Pierwszy wyścig, w 1957 roku, udał się znakomicie. Na ulicach Hawany najlepszy był Argentyńczyk Fangio, a jego zwycięstwo oglądały tysiące Kubańczyków. Gdy 12 miesięcy później Formuła 1 wróciła na Kubę, atmosfera w kraju była bardzo napięta. Rewolucjoniści urośli w siłę, wzmogły się represje. Castro i jego ludzie wpadli na pomysł, by wykorzystać wyścig do zwrócenia na siebie uwagi. I przy okazji popsuć święto burżuazyjnej władzy. Jak tego dokonać? Plan był prosty - pozbawić nadchodzący spektakl najważniejszego aktora.

Tym razem to nie żart

Zadanie porwania Juana Manuela Fangio otrzymał Oscar Lucero Moya, kierujący operacjami komunistów w stolicy kraju. W przeddzień wyścigu jego grupa dowiedziała się od dziennikarza, że Argentyńczyk zatrzymał się w luksusowym hotelu Lincoln. Moya postanowił działać natychmiast. Jeszcze tego samego wieczoru zwołał swoich towarzyszy i poszedł znaleźć mistrza...

Kilka chwil po tym, jak Lucero w lobby hotelu Lincoln podszedł do Fangio z bronią w ręku, argentyński czempion siedział już wraz z grupą rewolucjonistów w czekającym przed hotelem samochodzie marki Plymouth. Początkowo myślał, że to dowcip jego impresario Marcelo Giambertone, który zresztą nosił przydomek "La Broma", czyli "żart". Agentowi kierowcy tym razem nie było jednak do śmiechu - zaraz po tym, jak samochód z Fangio odjechał, zadzwonił do generała kubańskiej policji. Jednak ten, po wysłuchaniu jego relacji, powiedział tylko: - A zabrali go latającym spodkiem czy odjechali na białym koniu? - i odłożył słuchawkę.

Porywacze dwukrotnie zmieniali auto. - Powoli jechali ulicami miasta, żeby nie zwracać na siebie uwagi. W tym czasie przepraszali mnie za to, co robią, i przekonywali, iż chcą jedynie zwrócić uwagę świata na swoją sprawę - wspominał po latach Fangio.

W tym czasie policja i wojsko wiedziały już, że Giambertone nie żartuje, a upewnili ich w tym sami porywacze, oświadczając przez radio, że Fangio jest w ich rękach. Urządzono obławę na kidnapperów, a Stirlingowi Mossowi, drugiemu najlepszemu kierowcy F1 tamtych czasów, przydzielono ochronę. Strażnik co trzy godziny pukał do drzwi jego pokoju, by sprawdzić, czy Anglik wciąż tam jest. Moss był jednak bezpieczny - chcąc go chronić, Fangio powiedział rebeliantom, że jego najgroźniejszego rywala nie wolno porwać, ponieważ ten jest w trakcie miesiąca miodowego. - To było kłamstwo, ale tak czy inaczej miło z jego strony, że tak się zachował - wspominał po latach brytyjski zawodnik.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×