Po fatalnym starcie do obecnego sezonu Jolyon Palmer naraził się na krytykę własnego zespołu, który wymaga od 26-latka zdobywania punktów. Kolejny weekend Grand Prix w Azerbejdżanie nie układa się jednak po jego myśli. Przez awarię silnika Brytyjczyk rozpocznie wyścig z końca stawki.
Prasa układa już listę następców Palmera w Renault, sądząc, że jego odejście może nastąpić jeszcze w lipcu. Zawodnik wierzy, że może zmienić swój los. - F1 to sport zespołowy, dlatego wszystko zależy teraz ode mnie. Mam pełne wsparcie zespołu oraz inżynierów, którzy chcą mi w tym pomóc - powiedział.
- Jestem pewien, że mogę zmienić swoją sytuację. W ostatnich dwóch Grand Prix osiągnąłem pozytywne wyniki i do drugiego treningu wszystko było OK również w Baku. Niestety później zaczęły się problemy (z bolidem) - kontynuował.
- Słyszę o plotkach na mój temat, ale nie mam pojęcia skąd one się biorą. Nie martwię się nimi. Skupiam się tylko na kolejnych wyścigach. Niech moje rezultaty mówią za mnie - dodał.
Za swoją największą bolączkę Palmer wskazuje tempo kwalifikacyjne. Słabe wyniki w czasówce utrudniają mu bowiem walkę o lepsze pozycje podczas niedzielnych wyścigów. - Gdybym kwalifikował się z wyższych miejsc, to łatwiej byłoby mi zaprezentować tempo pozwalające na awans do czołowej dziesiątki - tłumaczył Anglik.
- Gdy startujesz z tyłu to trudniej przedostać się do przodu. Na przykład w Montrealu utknąłem na cały wyścig za Romainem Grosjeanem. Jeśli jechałbym przed nim, to mógłbym zawalczyć o punkty. To dziedzictwo słabych kwalifikacji - uzupełnił.
ZOBACZ WIDEO Rajd Polski: Czas poczuć prędkość