Niki Lauda wspomina Jamesa Hunta. "Jego cząstka żyje we mnie"

AFP / Na zdjęciu: Niki Lauda
AFP / Na zdjęciu: Niki Lauda

Przed laty rywalizacja Nikiego Laudy i Jamesa Hunta emocjonowała kibiców Formuły 1. Austriaka i Brytyjczyka, choć na torze byli rywalami, połączyła specjalna więź. - Jakaś cząstka Jamesa żyje teraz we mnie - mówi Lauda.

W tym artykule dowiesz się o:

Starsi kibice Formuły 1 doskonale pamiętają wydarzenia z sezonu 1976. Wtedy Niki LaudaJames Hunt rywalizowali o tytuł mistrzowski. Austriak miał przy tym ogromnego pecha - podczas Grand Prix Niemiec na Nurburgringu jego samochód doszczętnie spłonął, a jemu cudem udało się uniknąć śmierci. Lauda dość szybko powrócił za kierownicę pojazdu F1, ale ostatecznie przegrał walkę o mistrzostwo z Huntem różnicą jednego punktu. - Znałem Jamesa już z czasów Formuły 3. Szliśmy tą samą drogą, aż w końcu obaj dotarliśmy do F1. Gdy zdobył tytuł mistrzowski, pokonując mnie o punkt, to pogratulowałem mu. Byłem szczęśliwy, że to właśnie on został mistrzem świata, a nie ktoś inny - wspomina 68-latek na łamach "Marki".

Lauda i Hunt byli jak ogień i woda. Austriak był perfekcjonistą, poświęcał wiele czasu na przygotowanie samochodu do wyścigów. Tymczasem Brytyjczyk miał łatkę playboya i słynął z imprezowego stylu życia. Nie stronił od używek, w padoku bardzo często towarzyszyły mu piękne kobiety. Ostatecznie przedwcześnie zakończył karierę, gdy w roku 1979 nie widział perspektyw na walkę o czołowe lokaty.

- Gdy James był na sportowej emeryturze, znalazł się w kiepskiej sytuacji życiowej. Dużo pił i stracił wszystkie swoje oszczędności. Zainwestował fortunę w spółkę, która chwilę później straciła na wartości i upadła. Brakowało mu pieniędzy i był całkowicie zniszczony - dodaje Lauda.

Austriak był jedną z osób, która wyciągnęła pomocną dłoń do Hunta. Brytyjczyk na początku lat 90. wyszedł na prostą. - Zadzwoniłem do niego i powiedziałem mu, że przyjeżdżam do Londynu, byśmy się zobaczyli. Przyjechał na rowerze. Miał długie i zapuszczone włosy, brudne ubrania. Zapytałem go czy zwariował. Powiedziałem mu, że umrze, jeśli będzie dalej tak żyć. Nie miał pieniędzy, więc obiecałem mu, że dam mu 300 funtów, jeśli się ogarnie. Tak się stało. James wrócił w lepszej formie. Nie pił, zaczął o siebie dbać, komentował wyścigi F1 dla BBC. Wszyscy byli szczęśliwi z powodu jego powrotu - zdradza były kierowca Ferrari, pełniący obecnie funkcję dyrektora w Mercedesie.

Hunt zmarł jednak nagle 15 czerwca 1993 roku na atak serca. - To była fantastyczna osobowość. Był zabawnym człowiekiem. To jedna z nielicznych osób, o której mogę powiedzieć, że mam wrażenie jakby nadal była wśród nas, choć przecież minęło tyle lat od śmierci Jamesa. Zresztą, nigdy nie zapomnę ludzi, którzy z jakiegoś powodu zajęli szczególne miejsce w moim życiu. Jakąś cząstka Jamesa żyje teraz we mnie - podsumowuje Lauda.

ZOBACZ WIDEO: Piękny gest Marcina Lewandowskiego. Odda swoją gażę

Komentarze (2)
avatar
julsonka
22.10.2017
Zgłoś do moderacji
6
0
Odpowiedz
miło sie czyta takie osobiste wypowiedzi kierowcow , pokazują że też sa ludzmi , lubia sie i potrafia milo innych wspominać po latach . 
avatar
sidomen
22.10.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ale ten czas zapierdziela.. za 30lat,będziemy słuchać takich historii na temat Vettela i Hamiltona.. aczkolwiek nie chodzi mi o to ,że jeden już nie będzie żył ,czy coś.. obaj się lepiej pro Czytaj całość