- Nie chodzi o test siedmiu sekund. W takim czasie Kubica będzie musiał opuścić samochód wyposażony w "halo" [system chroniący kokpit - przyp. red.] w przyszłym roku. To będzie trudne przy tym systemie, ale co się stanie, jeśli jakiś samochód się nagle zatrzyma przed Kubicą? Co będzie, gdy ktoś nagle zrobi jakiś manewr i zmieni tor jazdy? Czy Kubica będzie w stanie wtedy wykonać szybki manewr? Jak patrzę na jego rękę, to wątpię - twierdzi Villeneuve, którego Kubica zastąpił w BMW Sauber w 2006 roku.
Były mistrz świata Formuły 1 radzi Kubicy, aby dobrze się zastanowił nad swoją dyspozycją. Jak zaznacza, nie chodzi o czasy okrążeni, ale o odpowiedzialność względem innych kierowców. To samo dotyczy Williamsa, który chce zakontraktować Kubicę. - Jeśli dojdzie do jakiegoś poważnego wypadku, zrobi się ogromna awantura - dodał Kanadyjczyk.
Jeszcze dosadniej skomentował szanse Kubicy Montoya: - Szczerze mówiąc, to chyba jakiś żart. Nie wierzę, że Robert jest w stanie w stu procentach ścigać się samochodem F1, jechać na limicie.
- Sytuacja jest złożona - odbija piłeczkę kierowca rajdowy Michał Kościuszko. - Najlepiej ją ocenią rządzący zespołem Williamsa bezpośrednio związani z Formułą 1. Wiedzą, jak Robert prowadzi bolid. Analiza telemetrii jego zachowania za kierownicą będzie wystarczająca.
ZOBACZ WIDEO: Hit na remis. Brazylia strzelała ślepakami na Wembley - zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Mistrz Polski i wicemistrz świata juniorów zaznacza ponadto, że jazda bolidem jest wyczerpująca, ale nie bardziej niż prowadzenie samochodu WRC na odcinkach specjalnych, na szutrze czy lodzie. - Kierowca musi kręcić kierownicą wiele razy częściej. Trzeba to robić bardzo szybko, często w sposób nieprzewidywalny. Robert podczas rajdów udowodnił, że radzi sobie znakomicie. Ja więc o niego się nie obawiam.
Mimo wszelkich wątpliwości, trudno przypuszczać, aby Williams, zatrudniając Kubicę, miał mieć na względzie wyłącznie aspekt finansowy czy marketingowy. Kierowca rajdowy z Krakowa przypomina, że zespół jest specyficzny. Rywalizuje od wielu lat, ma na koncie tytuły mistrzowskie, a jednak od zawsze jest teamem rodzinnym.
- Nazwisko założyciela funkcjonuje w nazwie do dzisiaj. Nie jest to fabryczny zespół, jak np. Ferrari czy Mercedes. Oczywiście ma to wpływ na wysokość budżetu i na pewno każdy zastrzyk finansowy byłby przydatny. Miejmy jednak nadzieję, że największą wartość będzie stanowić poziom sportowy, a nie rozgrywki polityczne czy finansowe. Choć trzeba przyznać, że sport motorowy często rządzi się brutalnymi zasadami - mówi Kościuszko.