Jan Lammers lepszy od Roberta Kubicy. Wrócił do F1 po dziesięciu latach

Newspix / Bearne / XPB Images / Na zdjęciu: Robert Kubica podczas testów opon Pirelli w Abu Zabi
Newspix / Bearne / XPB Images / Na zdjęciu: Robert Kubica podczas testów opon Pirelli w Abu Zabi

Powrót Roberta Kubicy do Formuły 1 w roli kierowcy rezerwowego po siedmioletniej przerwie budzi spore emocje. Polakowi daleko jednak do osiągnięcia Jana Lammersa. Przerwa Holendra w startach w F1 trwała aż dziesięć lat.

W tym artykule dowiesz się o:

Na złość krytykom

Wielu ekspertów nie widziało sensu w walce Roberta Kubicy o powrót do Formuły 1 po ponad siedmioletniej przerwie. Byli oni zdania, że taki upływ czasu negatywnie wpłynął na formę Polaka. Niektórzy, jak chociażby Felipe Massa czy Sebastian Vettel, mieli obawy co do stanu zdrowia Polaka. Tymczasem przebieg posezonowych testów w Abu Zabi pokazał, że 33-latek nadal ma sporo do zaoferowania. Przekonał do siebie Williamsa, w którym objął rolę kierowcy rezerwowego. Nie można przy tym wykluczyć, że Kubica podejmie próbę powrotu do rywalizacji w sezonie 2019.

O tym jak trudno wraca się po długiej przerwie do rywalizacji najlepiej wie Jan Lammers. Gdy w sezonie 1982 przygoda Holendra z ekipą Theodore Racing dobiegała końca, wydawało się, że więcej nie zobaczymy go w wyścigowej elicie. Tymczasem Lammers wrócił do F1 po dziesięciu latach. Wprawdzie tylko na dwa wyścigi, ale dzięki temu zapisał się w historii tego sportu.

Olśniewający nastolatek

Lammers bardzo wcześnie pokazał, że drzemią w nim spore możliwości. Już jako 16-latek wygrał pierwszy wyścig samochodów turystycznych, debiut w Formule Ford rozpoczął od pole position, a następnie sięgnął po mistrzostwo w europejskiej Formule 3.

- Zmierzał na szczyt, a przez "Autosport" był wtedy typowany na mistrza lat 80. Jednak to nigdy się nie wydarzyło. Jego krótki pobyt w F1 był frustrujący i bezowocny. Dwa sezony w IndyCar były niewiele lepsze. Dopiero później Lammers okazał się genialnym kierowcą, wygrywając dla Jaguara pierwszy wyścig 24h Le Mans po 31 latach przerwy. Wygrywał potem wiele wyścigów, od Daytony po Brno, Del Mar i Mount Fuji. Jego kariera trwa ponad 30 lat i tak naprawdę jeszcze się nie skończyła - ocenia dziennikarz Simon Taylor.

ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica trzecim kierowcą Williamsa. "Pukał do drzwi F1, teraz do nich wali"

Dziwne początki kariery Lammersa

Rodzina Lammersa nie miała żadnych powiązań z motorsportem. Holender urodził się jednak w miasteczku Zandvoort, gdzie mieści się najważniejszy tor wyścigowy w tym kraju. Jako 12-latek zaczął zarabiać myjąc samochody. Należały one do szkoły nauki jazdy, znajdującej się blisko jego domu.

Lammers był niski, nawet jak na swój wiek, i miał problem aby dotknąć stopami pedałów. Nie powstrzymało go to jednak przed próbą poprowadzenia samochodu. Niewiele czasu mu zajęło, aby nauczyć się jeździć i robić "bączki" bez zatrzymywania się na suchym asfalcie. Wkrótce usłyszeli o nim okoliczni mieszkańcy, bo jako 15-latek został zaproszony na otwarcie lokalnego supermarketu. W trakcie imprezy dał popis jazdy bokiem.

Holender, mając ledwie 16 lat, złożył podanie o licencję wyścigową. Był wtedy za młody, by zdobyć prawo jazdy. - Chciałem ścigać się samochodami. Aż poznałem pewnego gościa, Jana Bika. W Amsterdamie miał dom publiczny i bardzo dobrze zarabiał. Kupił mi starszy model pojazdu z Formuły Ford, opłacił wszystko. Pokazał mi też siedzibę swojej firmy, ale nigdy nie korzystałem tam z przyjemności. Dziewczyny były jednak mną zaintrygowane. Zwykle to faceci tam przynosili pieniądze, a ja byłem tym, który je brał - zdradził Lammers.

Zaczynał w F1 jako pay-driver

Holender zadebiutował w królowej motorsportu jako 23-latek. Z perspektywy czasu, ocenia to za błąd, bo w sezonie 1979 trafił do mało konkurencyjnej ekipy Shadow.

- Przyjąłem ofertę od razu. Teraz, patrząc wstecz, pospieszyłem się. Byłem gotowy wtedy na starty w F1, ale to nie problem. Być może gdybym startował dalej w niższych seriach, osiągnął tam kolejne sukcesy, to przyszedłby do mnie z ofertą lepszy zespół - analizował po latach Lammers w rozmowie z "Motorsport Magazine".

Kierowca z Holandii był jednym z wielu przykładów pay-driverów w historii F1. Wsparcie potężnego sponsora sprawiło, że łatwiej było mu walczyć o kontrakt. - Sponsorowała mnie firma tytoniowa z Holandii, Samson. Shadow nie był jednak wtedy w dobrej kondycji. Zerwano współpracę z Arrows, najważniejsi pracownicy odeszli. Menedżer Jo Ramirez najprawdopodobniej był najmilszym człowiekiem, jakiego spotkałem w wyścigach samochodowych, ale samochód DN9 Shadow nie był dobrą konstrukcją - dodał 61-latek.

Najlepsze kwalifikacje w życiu i strata miejsca w F1

Lammers po ledwie roku odszedł z ekipy Shadow i postawił na zespół ATS. Tam również borykał się z problemami technicznymi, stracił też wsparcie holenderskiego sponsora. To zaważyło na jego przyszłości. Wprawdzie gdy kontuzję leczył Marc Surer, udało mu się zająć czwarte miejsce w kwalifikacjach na torze Kyalami w RPA. Tyle, że jego wyścig skończył się na 200 metrze, bo w samochodzie zepsuł się wał napędowy.

Ponieważ Holender nie był w stanie znaleźć nowego sponsora, który wniósłby pieniądze do zespołu w miejsce firmy Samson, wkrótce stracił angaż w AMS. W sezonie 1982 trafił do Theodore Racing, ale w barwach tej ekipy też nie zdobył punktów w F1.

Spektakularny powrót do F1

Jeśli ktoś w latach 80. pomyślał, że to koniec Holendra w F1, to grubo się pomylił. Po dekadzie Lammers ponownie pojawił się w królowej motorsportu. Szansę dali mu szefowie March F1.

- To były ostatnie podrygi zespołu w F1. Pracowała tam moja przyjaciółka, Henny Vollenberg. Byłem ich ostatnią deską ratunku, bo wszystkie inne opcje przepadły. Wzięli mnie do Japonii, jeździłem w piątkowych treningach, potem spadł deszcz. Wykręciłem szósty wynik. W wyścigu padła mi skrzynia biegów. W Australii dojechałem do mety, ale znów miałem ogromne problemy ze zmianą biegów - wspomina swoje ostatnie występy w F1 holenderski kierowca.

Miał też kontrakt na sezon 1993, ale ekipa March F1 zbankrutowała i nie przystąpiła do rywalizacji. - Gdy patrzę wstecz na moją karierę w F1, można pomyśleć, że mam czego żałować. Jednak jest inaczej. Niczego nie żałuję. Byłem szybki, ale nie tak jak Senna. Może byłem kimś na poziomie Irvine'a albo Barrichello. Gdyby wszystko się ułożyło w mojej karierze, to może właśnie byłbym właśnie wkurzony, że w najlepszym sezonie w F1 skończyłem jako wicemistrz świata, bo w kluczowym wyścigu przebiłem oponę albo coś takiego. Widziałem w motorsporcie wielu ludzi, którzy są niezadowoleni ze swoich występów aż do śmierci, bo nie zrealizowali swoich ambicji. Ja tak nie mam. Miałem cudowne życie. Przez 40 lat robiłem, to co kocham. Dlaczego mam narzekać? - stwierdził Lammers.

Sukcesy poza światem F1

Lammers, nawet jeśli w F1 nie osiągnął wyników na miarę swojego talentu, odniósł sukces w innych seriach wyścigowych. Startował w Indycar, wygrywał wyścigi długodystansowe. Przywrócił blask Jaguarowi, który m. in. dzięki niemu po 31 latach przerwy triumfował w 24h Le Mans. Miał też kontrakt z Renault, w ramach którego startował w serii R5 Turbo. Wygrał ją dwukrotnie w sezonach 1984-1985.

- Wygrałem w ramach tej serii trzy lata z rzędu wyścig w Monako. To zawsze miłe wspomnienie, nawet jeśli ścigałeś się po ulicach Monte Carlo małym hatchbackiem - wspomina Lammers.

Kluczem do sukcesu Holendra w innych seriach było przygotowanie fizyczne. - To były czasy, gdy F1 była sportem wytrzymałościowym. Wyścigi trwały ponad trzy godziny. Czasem kierowca nie był w stanie dojechać do mety z powodu zmęczenia. Pamiętam jak Mansell czy Piquet nie potrafili wyjść z samochodu po wyścigach rozgrywanych w upalnych warunkach. Dobry kierowca musi być sprawny fizycznie i pracowałem pod tym kątem. Dużo biegałem, trenowałem karate czy kick-boxing. To sport nauczył mnie ignorować ból i dyskomfort. Jeśli rocznie występujesz w 25-30 wyścigach długodystansowych, to pomagają ci one utrzymać formę. Podczas takiej rywalizacji, jeśli masz zbyt napięte mięśnie, w końcu dojdzie do momentu, gdy nie będziesz w stanie skręcić karku z powodu zmęczenia. Aby być szybkim, musisz być sprawnym - dodał Lammers.

Lammers nadal się ściga

Lammers, wykorzystując swoje doświadczenie i zdobyte kontakty, pod koniec 1999 roku założył zespół Racing for Holland. Miał on promować kierowców z Holandii i skupić się na wyścigach długodystansowych. Szansę występu w jego barwach otrzymał m. in. Jos Verstappen, ojciec Maxa. Finansowo ekipę wspomógł m. in. Johan Cruyff.

- Niewiele brakowało, a przez Racing For Holland wylądowałbym w grobie. Udało mi się jednak uniknąć bankructwa. Spłaciłem banki, zawarłem układ z urzędem skarbowym, wszyscy moi wierzyciele okazali się cierpliwi i wyrozumiali. Teraz wszystko jest poukładane - zdradził Lammers.

Pomimo 61 lat na karku, Holender nie chce słyszeć o odpoczynku. Można go spotkać na trasie Rallye Mille Miglia we Włoszech, występował w Rajdzie Dakar za kierownicą ciężarówki. Kilkukrotnie ukończył też maraton na ulicach Nowego Jorku, gdzie udało mu się zejść z czasem do wyniku 3 godziny 50 minut. W minionym sezonie, po sześciu latach przerwy, pojawił się też na 24h Le Mans. Jego ekipa do mety dojechała na trzynastej pozycji, w swojej klasie zajmując jedenastą lokatę.

Komentarze (1)
avatar
Janusz Koper
23.01.2018
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Kubica cały czas ma szansę go przebić...