Do incydentu doszło w Monako, gdzie Eddie Jordan i Chris Harris otrzymali do dyspozycji nowy model Alpine. Postanowili go przetestować na trasie siedemnastego odcinka specjalnego, znanego z WRC i Rajdu Monte Carlo. Wtedy wydarzyło się coś niespodziewanego.
W francuskim pojeździe zapaliły się kontrolki ostrzegawcze, silnik wyłączył się, a Jordan i Harris opuścili wnętrze Alpine. Gdy to zrobili, zobaczyli, że spod maski wydobywają się płomienie. Samochodu, którego wartość to ponad 50 tys. funtów, nie udało się uratować. Zostały z niego jedynie zgliszcza.
Alpine bada teraz przyczyny pożaru. Ogień potrzebował ledwie czterech minut, aby strawić samochód. Harris i Jordan byli ubrani w ognioodporne kombinezony i na szczęście nic im się nie stało.
- Zdałem sobie sprawę, że muszę opuścić i oddalić się od pojazdu, gdy tylko otworzyłem drzwi, a płomienie pojawiły się na mojej ręce. Niestety, samochód spłonął doszczętnie. Widok takiego pięknego modelu, z którego został tylko wrak, jest dla mnie zawsze powodem do smutku - powiedział Harris.
Incydent nie zrobił za to większego wrażenia na Jordanie. - Pokonanie etapu znanego z Rajdu Monte Carlo było spełnieniem marzeń. Samochód spisywał się oszałamiająco, gdy Chris go prowadził. Szkoda tylko, że nie ukończyliśmy testu. Jednak takie rzeczy się zdarzają - dodał były szef ekipy Formuły 1.
Glad to see EJ & Chris Harris emerged unscathed from this inferno. After such positive reviews so far, hopefully not a systemic problem for Alpine’s new A110... https://t.co/TYxQoIQOGd
— Mark Gallagher (@_markgallagher) 3 lutego 2018
ZOBACZ WIDEO Maciej Makuszewski walczy o powrót. "Nie czułem bólu, bo nie czułem nogi"