Podczas pit-stopu w Grand Prix Bahrajnu mechanicy Ferrari mieli problem ze zdjęciem lewego tylnego koła w samochodzie Kimiego Raikkonena. Finowi wyświetlono jednak zielone światło, więc ruszył ze swojego garażu. Zakończyło się to fatalnie dla mechanika Francesco Cigarinego, który został potrącony przez 38-latka i złamał lewą nogę.
W ostatnich dniach Włosi, we współpracy z FIA, dokonali analizy wydarzeń z toru Sakhir. Jej celem było ustalenie dlaczego Raikkonenowi wyświetliło się zielone światło, choć jedno z kół nie było prawidłowo zamontowane.
- Zespół na tym ucierpiał, bo przecież jeden z naszych pracowników został ranny. Dlatego w naszym interesie było przyjrzenie się z bliska naszej procedurze. Dzięki niej nasze pit-stopy są tak bezpieczne, jak tylko mogą być. Mamy tutaj trzy czynniki. Ludzki, mechaniczny oraz elektroniczny - zdradził Maurizio Arrivabene, szef Ferrari.
Włoch zdradził, że w tym przypadku zawiódł elektryczny czujnik. Nie wykazał on, że koło w samochodzie Raikkonena jest niedokręcone i pozwolił na wyświetlenie Finowi zielonego światła. Arrivabene zapewnił też, że tego typu sytuacja więcej się nie powtórzy. - To leży w naszym interesie, bo dbamy o naszych pracowników - dodał.
Zespół z Maranello nie zdradził szczegółów, ale według "Motorsportu", Ferrari zmodyfikowało sposób korzystania z czujników w trakcie wykonywania pit-stopu. Wszystko po to, aby dokładnie rozpoznawał on czy koło w samochodzie kierowcy zostało wymienione.
Arrivabene wyraził też wdzięczność względem wszystkich osób, które zainteresowały się losem mechanika potrąconego w Bahrajnie. - Podziękowania należą się naszemu lekarzowi, personelowi medycznemu z FIA i władzom Bahrajnu, które natychmiastowo zapewniły nam najlepszą możliwą opiekę. Dzięki temu Cigarini natychmiast przeszedł operację. Wszyscy pomagali nam przez 24 godziny na dobę i to dosłownie. Jeszcze raz, wielkie dzięki - zakończył.
ZOBACZ WIDEO F1: testy Kubicy z Renault. "To był najpiękniejszy moment w moim życiu"