Chwile grozy Brendona Hartleya. "To największa kraksa w moim życiu"

Materiały prasowe / Toro Rosso / Na zdjęciu: Brendon Hartley za kierownicą Toro Rosso
Materiały prasowe / Toro Rosso / Na zdjęciu: Brendon Hartley za kierownicą Toro Rosso

Sobotni trening przed wyścigiem o Grand Prix Hiszpanii zakończył się fatalną kraksą Brendona Hartleya. Z tego powodu Nowozelandczyk nie przystąpił do kwalifikacji. - To największa kraksa jaką miałem w życiu - stwierdził 28-latek.

Do zdarzenia doszło w zakręcie numer dziewięć toru Catalunya. Brendon Hartley popełnił błąd i stracił panowanie nad samochodem Toro Rosso. Jedno z kół dotknęło trawy, co zakończyło się dla Nowozelandczyka fatalnie, bo maszyna z pełnym impetem wystrzeliła w kierunku bandy.

Uszkodzenia w pojeździe Hartleya okazały się na tyle poważne, że mechanicy nie zdążyli ich naprawić przed rozpoczęciem sesji kwalifikacyjnej. - To prawdopodobnie największa kraksa w moim życiu. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek wcześniej uderzył z taką mocą w bandę. W 2016 roku podczas pierwszej rundy WEC na Silverstone też miałem wypadek, ale nie był on tak silny - powiedział 28-latek.

Kierowca z Nowej Zelandii podkreślił, że gdy stracił panowanie nad samochodem, to nie mógł już nic zrobić. - Leciałem tyłem w kierunku bandy i nawet nie wiedziałem, w którym momencie dojdzie do uderzenia. Patrzyłem w lusterko, aby się zorientować kiedy ono nastąpi. Starałem się na to przygotować, a to nigdy nie jest fajne - dodał.

Hartley ocenił, że w feralnym fragmencie toru pojechał o 2-3 centymetry za szeroko. - Często wykorzystywałem ten krawężnik przy wejściu do dziewiątego zakrętu, tak jak robią to inni. Na tym okrążeniu pojechałem o 2-3 centymetry za szeroko. Dotknąłem trawy, ale myślę, że do wypadku doszło, bo trafiłem tam na dziurę w ziemi. Dlatego obróciło mój samochód. Potem byłem już tylko pasażerem i nie mogłem nic zrobić - podsumował Nowozelandczyk.

ZOBACZ WIDEO Krzysztof Kasprzak: Przed końcem kariery chcę zostać mistrzem świata

Komentarze (0)