Od początku roku Ferrari jest oskarżane przez rywali o łamanie przepisów. W ostatnich Grand Prix uwaga FIA skupiła się na bateriach zamontowanych w samochodach z Maranello. Kontrole podczas wyścigów w Barcelonie i Monako nie wykazały jednak nieprawidłowości.
W padoku nie brakowało spekulacji, że za oskarżeniami i kolejnymi kontrolami stoi Mercedes. W ubiegły weekend potwierdził je Charlie Whiting. Dyrektor wyścigowy F1 zdradził, że federacja wszczęła postępowanie w sprawie Włochów po tym jak pewne informacje przekazali jej James Allison oraz Lorenzo Sassi. Brytyjczyk i Włoch do niedawna jeszcze pracowali w Ferrari, a teraz są związani z Mercedesem.
- Allison przyszedł do nas i powiedział nam, że Sassi do niedawna pracował na rzecz Ferrari i ma wiedzę na temat pewnych działań Włochów - powiedział Whiting dziennikarzom.
Wypowiedź Whitinga nie przypadła do gustu szefom Mercedesa. - Zostaliśmy rzuceni pod pędzący autobus. Jeśli nazwiska moich pracowników są wymieniane w złym kontekście, to jest to niepokojące - stwierdził Toto Wolff.
Austriak jest zdania, że wiele zespołów kieruje do FIA zapytania w sprawach regulaminowych, a federacja powinna zadbać o to, by takie informacje nie wychodziły na zewnątrz. - Ekipy pytają FIA niemal każdego dnia o różne sprawy i myślę, że niepotrzebne jest, by umieszczać w tym kontekście jakieś nazwiska i mówić "ta osoba kwestionuje legalność samochodu" - dodał szef Mercedesa.
Whiting nie widzi jednak nic złego w swojej wypowiedzi na temat Mercedesa. - Nie zapominajcie, że informacje Lorenzo Sassiego są dość stare i mają co najmniej osiem miesięcy - podsumował Brytyjczyk.
ZOBACZ WIDEO Ekspert wróży Kubicy błyskawiczny powrót. "Jego wyniki są niewiarygodne!"
kubiccccccccccccccccccccccccca