Sprawę rzekomego naprzykrzania się kierowcy Scuderia Ferrari jednej z mieszkanek Montrealu, ujawnił dziennik "La Presse". Kanadyjka po blisko dwóch latach wyjawiła, że Kimi Raikkonen molestował ją w jednym z lokalnych barów po zakończeniu GP Kanady w 2016 roku. Sprawa została nagłośniona dopiero teraz, ponieważ 20-latka zgłosiła skargę na policję.
Do zdarzenia miało dojść w barze Velvet Speakeasy, gdzie młoda kobieta pracowała jako kelnerka. Mocno wstawiony kierowca F1 miał zapytać ją o to "ile musi zapłacić, aby ją mieć". Po tym jak kobieta odmówiła, Raikkonen miał ją molestować.
Dziennik "Le Journal de Montreal" podał, że kobieta próbowała jeszcze załatwić sprawę ugodowo i poprosiła Fina o zapłatę odszkodowania za domniemaną napaść na tle seksualnym. Później obie strony kontaktowały się wyłącznie przez swoich prawników.
Prezes Ferrari, Sergio Marchionne podczas targów w Balocco pod Turynem, stwierdził, że wierzy w niewinność kierowcy stajni z Maranello. - Z tego co udało nam się ustalić, to Kimi nie był w to zaangażowany, dlatego jesteśmy gotowi go bronić - zapewnił Włoch.
ZOBACZ WIDEO Ekspert wróży Kubicy błyskawiczny powrót. "Jego wyniki są niewiarygodne!"
Marchionne oświadczył również, że sprawa w żaden sposób nie zaważy na przyszłości 38-latka w zespole, w związku z tym, że z końcem 2018 wygasa jego obecny kontrakt. - Czy będzie to miały wpływ na jego umowę? W żadnym wypadku. Rozmawiamy tu o dwóch różnych kwestiach - zapewnił prezes marki z Włoch.
Oczekuje się, że Ferrari o swoich planach na przyszłość poinformuje w okolicy Grand Prix Włoch. Włoska prasa wskazuje, że może do tego dojść po wyścigu na Monzy przed GP Singapuru, zaplanowanym na 16 września.