Jarosław Wierczuk: Dramat Mercedesa w Austrii (komentarz)

Materiały prasowe / Mercedes / Na zdjęciu: start do wyścigu F1
Materiały prasowe / Mercedes / Na zdjęciu: start do wyścigu F1

Grand Prix Austrii miało należeć do Mercedesa. Tymczasem problemy Lewisa Hamiltona i Valtteriego Bottasa sprawiły, że zespół opuścił Red Bull Ring. Zyskał na tym Sebastian Vettel, który został nowym liderem klasyfikacji generalnej mistrzostw świata.

Austria powinna dla Mercedesa oznaczać próbę scementowania swojej pozycji jako wyraźnego lidera w walce o tytuł. Przewaga punktowa Lewisa Hamiltona uzasadniała jak dotąd takie aspiracje jednak technologicznie przede wszystkim Ferrari, a coraz częściej również Red Bull Racing depczą srebrnym strzałom po piętach. Tym bardziej szkoda sytuacji, w których team traci cenne punkty nie za sprawą braku prędkości czy nietrafienia w optymalne ustawienia, ale błędu w strategii lub problemów technicznych.

Tak właśnie było w niedzielę w Austrii. Podwójne DNF to dramat dla Mercedesa. Toto Wolff był, co tu dużo mówić zdruzgotany. Po bardzo solidnych kwalifikacjach miał prawo oczekiwać spokojnego i pewnego wyścigu. Jego kierowcy po raz kolejny zapewnili sobie całą pierwszą linię startową przy czym tym razem, po raz pierwszy w sezonie z pole position startował Valtteri Bottas. Jeszcze bardziej istotna była jednak różnica pomiędzy Mercedesami a resztą. Pod tym względem była to inna jakość, w stosunku do choćby niedawnej Francji i zanosiło się na wyścig - procesję, przynajmniej jeśli chodzi o ścisłą czołówkę.

Co równie ważne, główny rywal Hamiltona - Sebastian Vettel startował dopiero z szóstej pozycji po nałożonej karze przesunięcia o trzy miejsca za nieumyślne blokowanie Carlosa Sainza.

Siłą napędową, w tym wypadku negatywną, rozpoczynającą ciąg zdarzeń był defekt skrzyni biegów w bolidzie Bottasa. Ze względu na miejsce zdarzenia zdecydowano się zastosować system wirtualnego samochodu bezpieczeństwa. Cała czołówka zjechała na wymianę opon. Cała, oprócz Hamiltona. Ewidentny błąd, za co z pełną świadomością wziął odpowiedzialność główny strateg ekipy Mercedesa - James Vowles przepraszając za taką decyzję drogą radiową w trakcie wyścigu.

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Urugwaj mocny jak nigdy wcześniej. Decyzje podjęte wiele lat temu procentują

Toto Wolff przyznawał później, że presja i emocje towarzyszące defektowi Bottasa wytrąciły zespół z równowagi i w proces decyzyjny wkradł się chaos. To nieprofesjonalne, ale paradoksalnie zrozumiałe. Mercedes ma wyjątkowo skąpy dorobek defektów technicznych, a GP Austrii 2018 zapisuje się w tym kontekście jako swoisty rekord. Bowiem w drugiej części wyścigu nastąpiły problemy z ciśnieniem paliwa w silniku Hamiltona i niezależnie od kiepskiej strategii nie był w stanie minąć linii mety.

Z tej perspektywy złe decyzje strategiczne miały oczywiście drugorzędne znaczenie. Warto jednak podkreślić, że ostatni raz Hamilton wyjechał z weekendu wyścigowego bez dorobku punktowego po GP Malezji w 2016 roku! Ten fakt pokazuje jak team z kierowcą tworzą niezwykle sprawną maszynkę do generowania punktów.

Czy zatem incydenty z udziałem samochodów Mercedesa w Austrii to wypadek przy pracy czy może efekt wspomnianego na początku deptania po piętach przez konkurencję? Nie ulega wątpliwości, że ostatnie kilka lat to wyjątkowe pasmo dominacji jednego teamu. Jakakolwiek rywalizacja możliwa była wyłącznie wewnątrz jednej i tej samej ekipy i była lub, aby pozostać politycznie poprawnym mogła być z dużą skutecznością kontrolowana. Będąc poza realnym zasięgiem konkurencji Mercedes miał zdecydowanie więcej opcji, spokoju i luzu jeśli chodzi o strategię rozwoju technologii. Przede wszystkim nie było presji, a więc oczywistym priorytetem była niezawodność. To kluczowy element owej maszynki do inkasowania punktów.

Czy niedzielne wydarzenia mogą być efektem odejścia od tego utartego modelu, efektem coraz bardziej odczuwalnego nacisku rywali, aktualnie w formie już nie jednego, ale dwóch zespołów? Druga połowa sezonu - to okres, który przyniesie odpowiedź na te kluczowe, w moim przekonaniu pytania. W końcu, po latach dominacji poznamy odpowiedź na to jak zespół z angielskiego Brackley radzi sobie z narastającą presją, z perspektywą całkowitej niepewności co do ostatecznych wyników choćby aktualnego sezonu.

Austria pokazała bowiem jak nieprzewidywalny jest to sport i jak dużo może zmienić zaledwie jeden weekend. Vettel ponownie objął prowadzenie w klasyfikacji kierowców, choć jak na razie jedynie pojedynczym punktem. Gra rozpoczyna się zatem od początku, a przy okazji Max Verstappen skutecznie odciął się od głosów krytycznych choć w tym wypadku symptomatyczny wydaje się fakt, iż kierowca Red Bulla wszystkie ze swoich czterech jak dotychczas zwycięstw odniósł startując nie z pole position.

Jarosław Wierczuk

Komentarze (0)