Gerhard Berger obawia się o przyszłość Formuły 1. "Ten sport potrzebuje dyktatury"

Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: wyścig F1 na Red Bull Ringu
Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: wyścig F1 na Red Bull Ringu

Gerhard Berger krytycznie ocenia obecny stan Formuły 1. Były kierowca Ferrari uważa, że w królowej motorsportu za często zmieniają się przepisy. - W ten sposób właściciele F1 starają się odwrócić uwagę od głównego problemu - twierdzi Austriak.

W tym artykule dowiesz się o:

Obecnie Gerhard Berger zarządza serią DTM w Niemczech, ale Formuła 1 nadal jest bliska sercu Austriaka. Dlatego też byłemu kierowcy nie podoba się sytuacja, w której znalazła się królowa motorsportu. - W piłce nożnej nie mamy ciągłej zmiany przepisów. W Formule 1 jest inaczej. Myślę, że w ten sposób właściciele F1 starają się odwrócić uwagę od głównego problemu. Chcą pokazać, że mają cokolwiek do powiedzenia - powiedział Berger.

Zdaniem byłego kierowcy, głównym problemem F1 są obecne samochody oraz sytuacja, w której dwaj najwięksi producenci zdominowali finansowo resztę stawki.

- Samochody są za ciężkie. Do tego technologia powinna być na takim poziomie, aby byli w stanie opłacić ją również mniejsi gracze, a nie tylko dwaj najwięksi giganci F1. Po trzecie, technologia nie powinna być czynnikiem decydującym. Kierowca powinien być w stanie wygrywać, nawet jeśli nie ma do dyspozycji najlepszego auta w stawce - dodał Austriak.

Sytuacja w F1 nie ulegnie zmianie aż do końca sezonu 2020, bo dopiero wtedy wygasają postanowienia porozumienia Concorde. Berger obawia się jednak, że również rok 2021 nie przyniesie rewolucji, bo ostatnio rozmowy Liberty Media z zespołami wyhamowały.

- Najgorsze będzie, jeśli żadne decyzje nie zostaną podjęte. Rozumiem stanowisko największych producentów w sprawie silników. Oni twierdzą, że po co zmieniać coś w silnikach, skoro do F1 nie garnie się żaden nowy gracz. To kosztuje - ocenił Berger.

58-latek nie ukrywa, że Mercedesowi czy Ferrari zależy na takich przepisach, aby nowi gracze jak Porsche czy Cosworth nie byli w stanie wygrywać w F1, wydając na to znacznie mniejsze kwoty. - Dlatego możemy nie mieć porozumienia w tej sprawie. Mamy serię niekończących się spotkań w Genewie i Paryżu. Gdziekolwiek do nich nie dojdzie, to prowadzą donikąd. Powód jest prosty. F1 nie może być zarządzana w sposób demokratyczny. Potrzebuje dyktatury. Jednej lub dwóch osób, które wskażą kierunek. W tym przypadku widzę w tym charakterze Chase'a Careya jako przedstawiciela Liberty Media i Jeana Todta jako prezydenta FIA - podsumował Berger.

ZOBACZ WIDEO Mocny charakter polskiej triumfatorki Wimbledonu. "Wiele rzeczy musi wydobyć krzykiem"

Komentarze (2)
piotr_sl
19.07.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ma sporo racji. 
avatar
Kri100
19.07.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
A oglądalność spada i spada...