Na początku sierpnia Daniel Ricciardo ogłosił światu, że w kolejnym sezonie F1 reprezentować będzie barwy Renault. Decyzja Australijczyka była sporym zaskoczeniem, gdyż wcześniej przez wiele tygodni utrzymywał on, że chce przedłużyć kontrakt z Red Bull Racing, a od podpisania umowy dzieliły go detale.
Dlatego też zachowanie 29-latka mocno zdziwiło szefów Red Bulla. - Nie rozumiem tego. To była dziwna sytuacja. Negocjacje były trudne, ale w środę przed Grand Prix Austrii rozmawialiśmy przez dwie godziny i doszliśmy do porozumienia. Podczas weekendu znowu negocjowaliśmy warunki. Na Węgrzech powiedział Dietrichowi Mateschitzowi (właściciel Red Bulla - dop. aut.), że wszystko jest w porządku - zdradził Helmut Marko, doradca Red Bulla ds. motorsportu.
Ricciardo miał obiecać "czerwonym bykom", że podpisze nowy kontrakt, ale ostatecznie tego nie zrobił. - Z jego ust padła deklaracja, że podpisze umowę we wtorek po testach F1 na Hungaroringu. Nie zrobił tego. Nagle w czwartek zadzwonił do mnie, by powiedzieć o transferze do Renault. Mogę tylko założyć, że nie wierzy w nasz projekt z Hondą albo Francuzi zaoferowali mu mnóstwo pieniędzy - dodał Marko.
Austriak wątpi jednak, by Ricciardo w nowych barwach miał szansę walczyć o zwycięstwa w królowej motorsportu. - Licząc wsparcie jakie otrzymywał jako junior, był z Red Bullem przez dekadę. Powiedział, że potrzebuje zmiany otoczenia i rozumiem to. Szkoda, bo to jeden z najlepszych kierowców w stawce. W świetny sposób wyprzedza rywali na torze. Pojawia się znikąd i jego przeciwnicy nawet nie zdają sobie sprawy, że za chwilę stracą pozycję - ocenił doradca Red Bulla.
Następcą Ricciardo w Red Bullu został Pierre Gasly. Zespół z Milton Keynes potwierdził pozyskanie młodego Francuza w poniedziałkowy wieczór.
ZOBACZ WIDEO Red Bull 400. Morderczy bieg na Wielką Krokiew. Małysz: "Ludzie padają ze zmęczenia"