W końcówce drugiej fazy kwalifikacji Fernando Alonso i Kevin Magnussen liczyli na poprawę rezultatów, co być może dałoby jednemu z kierowców awans do Q3. Hiszpan i Duńczyk "spotkali się" w pierwszym zakręcie, gdzie Magnussen nie ustąpił miejsca rywalowi. W efekcie obaj zepsuli swoje najlepsze przejazdy.
- Magnussen chyba chciał się ścigać w pierwszym zakręcie - żartował od razu po incydencie Alonso. Do śmiechu nie było za to Duńczykowi. - Co do diabła robi Fernando? - pytał kierowca Haasa.
Incydent doprowadził do tego, że obaj kierowcy nie awansowali do Q3. Magnussen zakończył rywalizację z 11. czasem, Alonso był 13. Ich spięcie na torze przeniosło się też do alei serwisowej, gdzie Gunther Steiner miał pretensje do Zaka Browna.
- Wszyscy byliśmy na torze pod koniec tej fazy kwalifikacji. Mieliśmy korek, aż nagle jeden z kierowców Haasa postanowił wyprzedzać i rozpocząć walkę o czas w środku tej grupy. Razem dojechaliśmy do pierwszego zakrętu i obaj zrujnowaliśmy swoje okrążenia - ocenił incydent reprezentant McLarena.
Dla Hiszpana było to kolejne starcie z Magnussenem w tym roku. Przy okazji, Alonso po raz kolejny postanowił wyśmiać rywala z Haasa. - Mamy różnych kierowców. Mamy też kierowców Haasa, którzy mają trzeci czy czwarty samochód w stawce, a kończą w Q2. Sam byłem w Q2, ale to było miejsce, do którego chciałem dotrzeć. Mojej sytuacji to nie zmienia. To on stracił więcej na tym incydencie. Jednak jest fajnie, mamy trochę zabawy - dodał Alonso.
Na zachowanie kierowców zareagowali sędziowie, którzy wezwali Alonso i Magnussena na dywanik. Po przeprowadzeniu rozmów, odstąpiono od nałożenia kar.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Hołowczyc o sytuacji Roberta Kubicy: To może być dla niego szansa