Jarosław Wierczuk: Rekordowy wyścig na Monzy. Imponująca postawa Raikkonena (komentarz)

Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Kimi Raikkonen za kierownicą Ferrari
Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Kimi Raikkonen za kierownicą Ferrari

Monza w aktualnej konfiguracji sprzętowej musiała oznaczać przede wszystkim jedno - rekordy. I taki rekord, zgodnie z oczekiwaniem padł. Zaskoczeniem był jego autor, czyli Kimi Raikkonen jak i data poprzedniego rekordu (2004).

W tym artykule dowiesz się o:

Monza w aktualnej konfiguracji sprzętowej musiała oznaczać przede wszystkim jedno - rekordy. I taki rekord, zgodnie z oczekiwaniem padł. Zaskoczeniem był jego autor, czyli Kimi Raikkonen jak i data poprzedniego rekordu (2004).

Pole position wśród włoskich Tifosi to na pewno dla Kimiego Raikkonena moment szczególny tym bardziej, że po raz ostatni startował z pierwszego pola w Monako... w zeszłym roku. To jednak nie koniec spektakularnych dokonań Ferrari. Sebastian Vettel startował bowiem drugi, a więc cała pierwsza linia należała do ekipy z Maranello. Włosi nie mogli rozpisać lepszego scenariusza na start ich domowego Grand Prix.

Pisałem o tym wcześniej, ale podkreślę jeszcze raz. Ferrari zrobiło bardzo dobry progres w stosunku do pierwszej części sezonu. Jestem przekonany, że to tempo rozwoju jest zauważalnie lepsze niż w Mercedesie i stąd nerwowość tego ostatniego, pomimo przewagi punktowej ich kierowcy. Ferrari nie musi już liczyć na żadne przychylności losu typu korzystny tor, wyjątkowo trafione ustawienie czy defekt konkurenta. Coraz częściej czerwone bolidy pokazują, że są obiektywnie szybsze.

Do bezpośredniego starcia dwóch rywali walczących o tytuł doszło już na pierwszym okrążeniu. Niby zwykły incydent wyścigowy, ale konsekwencje poważne. Przynajmniej dla jednego z zainteresowanych. Lewis Hamilton bowiem wyszedł z niego bez szwanku, a Vettel na końcu stawki po efektownym piruecie. Co prawda nie jest to tak ewidentny błąd jak choćby Nico Hulkenberga w Spa tydzień temu, ale ja jednak widziałbym tu pewne podobieństwa do nieszczęsnego "zaparkowania" Vettela na słynnym zakręcie Sachs w trakcie mokrego Grand Prix Niemiec.

ZOBACZ WIDEO Krzysztof Hołowczyc o sytuacji Roberta Kubicy: To może być dla niego szansa

Oba błędy były bardzo delikatne, praktycznie ocierały się o zwykły pech, a jednak to przede wszystkim dzięki tym dwóm sytuacjom pozycja punktowa Vettela jest aktualnie nie taka jakby on sam oczekiwał. To również dzięki tym sytuacjom Hamilton czuje się w tym sezonie pewnie.

Ten incydent z lekkim wskazaniem na Vettela kontrastuje z rewelacyjną jazdą Raikkonena. Grand Prix Włoch to dla niego zdecydowanie nie tylko pole position. Fin rewelacyjnie kontratakował po tym jak krótko na prowadzenie wysunął się Hamilton. Ostatecznie musiał to prowadzenie oddać, ale i tak jego bezbłędna i niezwykle szybka jazda robiła ogromne wrażenie. Hamilton przez wiele okrążeń był w strefie DRS Kimiego i pomimo zdecydowanie korzystnych warunków do wyprzedzania na Monzie miał duże problemy z przeprowadzeniem ataku.

W Spa pisałem o wyjątkowo równym poziomie czołówki. Tu się trochę powtarzam, ale pójdę w tej ocenie o krok dalej. Rzecz nie dotyczy wyłącznie czołówki lecz większości stawki. W sobotnim Q1 miejsca od 8-ego do 18-ego rozdzielone były o... 0,2 sekundy. To naprawdę jest nowa jakość w stosunku do tych ostatnich lat z niemal kilkoma odrębnymi ligami w ramach pozornie jednej F1. Weźmy pod uwagę autentycznie zupełnie odmienne budżety poszczególnych zespołów. Na polu finansowym jest to przecież przepaść. Najmocniejsi z dosłownie kosmicznymi budżetami i małe ekipy często stojące na skraju bankructwa, a czasem wręcz niewypłacalne i skrajnie zadłużone. To sportowe wyrównanie jest coraz bardziej ewidentne i to niezależnie od tego czy mówimy o czołówce, środku stawki czy małych teamach. W drugiej części wyścigu cała pierwsza trójka przez kilka okrążeń była od siebie oddalona o mniej niż sekundę.

Pomimo tak zaciętej rywalizacji niektóre decyzje kierowców dziwią. Nawiązuję tu do ogłoszonej nie tak dawno decyzji Fernando Alonso o odejściu z F1. I nie, ta decyzja nie dziwi mnie wcale po latach frustracji w McLarenie. Dziwi mnie po pierwsze decyzja o zaangażowaniu się w ten zespół. Pamiętacie Państwo te tchnące nadzieją hasła o dalekosiężnym projekcie, perspektywach, ogromnym potencjale inżynierskim Hondy itd. Jednak człowiek jest tylko człowiekiem, a Fernando Alonso do tego wielokrotnym mistrzem świata chcącym swój dorobek jeszcze wyraźnie rozbudować. No cóż, podobne odczucia mam względem niedawnej decyzji Daniela Ricciardo o przejściu do Renault.

A Ferrari? Przy aktualnej różnicy punktowej pomiędzy Hamiltonem, a Vettelem (30 punktów) Włosi nie mają żadnego wyjścia. Po prostu muszą być szybsi od Mercedesa. Oczywiście jeżeli chcą jeszcze utrzymać nadzieję na zdobycie tytułu.

Jarosław Wierczuk

Źródło artykułu: