Stoffel Vandoorne krytykuje obecne realia F1. "Jeden słaby wyścig i jesteś najgorszy"
Stoffel Vandoorne po zakończeniu obecnego sezonu odejdzie z McLarena. Belg nie może być też pewny dalszej przyszłości w F1. - Masz jeden słabszy wyścig i nagle jesteś najgorszym kierowcą w stawce - komentuje 26-latek.
Kierownictwo McLarena straciło jednak cierpliwość do Vandoorne'a, który regularnie przegrywa wewnętrzną rywalizację z Fernando Alonso. Dlatego też w kolejnym sezonie jego miejsce zajmie 18-letni Lando Norris.
Belg nie może być pewny swojej przyszłości w F1, bo w innych teamach również brakuje miejsc. - Wiem, że mam talent. Mam świadomość czego dokonałem w niższych seriach wyścigowych. Nie mam wątpliwości, co do swoich umiejętności. Myślę, że to ludzie wokół mają jakieś znaki zapytania i powątpiewają we mnie. Masz jeden słabszy wyścig i nagle jesteś najgorszym kierowcą w stawce. W następny weekend wygrywasz i nagle jesteś najlepszy. Tak to działa - skomentował sytuację Vandoorne.
W podobnej sytuacji przed kilkoma laty znalazł się Kevin Magnussen. Duńczyk, mimo osiągania świetnych wyników w niższych kategoriach wyścigowych, nie wykorzystał szansy w McLarenie. Trafił później do Renault i Haasa, gdzie odbił się od dna. - To nie jest łatwe. Jednak nie wątpię, by Stoffel potrzebował jakiejkolwiek porady w tej kwestii. Doskonale wie, co ma robić. To utalentowany kierowca, ma spore możliwości. Musi znaleźć w sobie to, co ma najlepsze - ocenił duński kierowca.
Magnussen nie ukrywa, że sam miał problem, by poradzić sobie z wyrzuceniem z McLarena. - Pomogło mi to, że mogłem zacząć gdzieś od zera. Pojawić się w zespole, gdzie naprawdę otrzymałem wsparcie. Starty w Haasie i poczucie, że ktoś na ciebie liczy, bardzo mi pomogło. Wzrosła moja pewność siebie. Nie martwiłem się o to, że popełniam błędów, że nie osiągam wyników. Mogłem się skupić na kolejnych wyścigach. To pozwoliło mi wydobyć więcej z mojego talentu. Po prostu, przestałem się zamartwiać - podsumował zawodnik Haasa.
ZOBACZ WIDEO: Konrad Bukowiecki: Nie będę przepraszał Anity Włodarczyk. Takich standardów nie ma nigdzie