W 2007 roku kibice w deszczu na Fuji zobaczyli jeden z lepszych pojedynków w nowożytnej historii Formuły 1. W mokrych warunkach Robert Kubica i Felipe Massa stoczyli twardy bój, niejednokrotnie wypychając się poza tor. Żaden z nich nie dostał za to kary. Co więcej, po przejechaniu mety obaj kierowcy wypowiadali się w pochlebnych słowach o rywalu.
- Przez pół okrążenia jechali koło w koło, nawzajem popychając się do jazdy na absolutnej granicy, często przekraczając limity toru i wracając na linię wyścigową w niebezpieczny sposób. Pod koniec tego pojedynku Massa wyjechał nawet poza tor, ale ta bitwa była tak dobra i intensywna, że nikt się tym nawet nie przejął - przeanalizował Jolyon Palmer, ekspert "BBC", a do niedawna kierowca F1.
Massa v Kubica at Fuji Speedway = epic #JapaneseGP#F1 pic.twitter.com/wTOIl0CMli
— Formula 1 (@F1) 4 października 2018
Brytyjczyk nie ma wątpliwości, że w obecnych realiach w walkę Kubicy z Massą bardzo szybko włączyliby się sędziowie. - Skutkowałaby karami. Po pierwsze, mieliśmy tam sytuacje, w których wypychano drugiego kierowcę poza tor. Potem dochodziło do powrotów do rywalizacji bez patrzenia na rywala. Skracanie trasy dawało też przewagę jednemu czy drugiemu kierowcy. Zgodnie z przepisami, trzeba byłoby tam nałożyć mnóstwo kar - dodał Palmer.
Alonso nie owija w bawełnę
Na potwierdzenie słów Palmera wystarczy przeanalizować wydarzenia z ostatniego Grand Prix Japonii. Najbardziej kuriozalna jest sytuacja z początku wyścigu, w której błąd popełnił Lance Stroll. Kierowca Williamsa wypchnął poza tor Fernando Alonso, przez co ten ściął jeden z zakrętów. Sędziowie byli bezlitośni. Kanadyjczyk otrzymał pięć sekund kary, ale Alonso za to, że zyskał na swoim manewrze... również.
- Trudno mi zrozumieć tę decyzję, skoro kierowca przychodzi do mnie, przeprasza za błąd, a ja i tak dostaję karę. To pokazuje w jak kiepskim stanie jest Formuła 1 - mówił po wyścigu mistrz świata z sezonów 2005-2006.
Podobnie tamto zdarzenie ocenia Palmer. - Owszem, trzymając się litery prawa, Alonso zyskał na ścięciu zakrętu. Jednak został do tego zmuszony. Jedynie wyprzedził kierowcę, który go wypchnął poza tor. Nikogo więcej. Karanie w tej sytuacji wydaje się przesadzone - ocenił brytyjski kierowca.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Hołowczyc o sytuacji Roberta Kubicy: To może być dla niego szansa
"Głupia" kara dla Verstappena
Na początku wyścigu w Japonii do podobnego starcia doszło pomiędzy Maxem Verstappenem a Kimim Raikkonenem. Holender z Finem walczyli o pozycję, a 21-latek bronił się na tyle zaciekle, że duet znalazł się poza torem. Stewardzi uznali, że Verstappen wrócił na tor w niebezpieczny sposób i mógł zderzyć się z Raikkonenem. Na kierowcę Red Bull Racing nałożono karę pięciu sekund.
- Zrobiłem wszystko, by bezpiecznie wrócić do akcji. To Raikkonen zdecydował się pojechać szeroko. Mógł poczekać aż obiorę swój tor jazdy. Nie wiem dlaczego zostałem ukarany. To głupie - twierdził po wyścigu Verstappen.
Dla kierowcy Red Bulla była to kolejna tego typu kara w ostatnim okresie. Na Monzy sędziowie również przyczepili się do jego stylu jazdy. Holender w niebezpieczny sposób blokował Valtteriego Bottasa, a decyzja sędziów we Włoszech sprawiła, że stracił podium. W Japonii miał więcej szczęścia, bo po wizycie poza torem Raikkonen uszkodził podłogę w swoim Ferrari i nie miał tempa, by pogonić za rywalem.
Brak kar też budzi kontrowersje
W Japonii również brak kar budził się kontrowersje. Na prostej Kevin Magnussen blokował rozpędzonego Charlesa Leclerca i w ostatniej chwili zmienił tor. Monakijczyk nie miał czasu na reakcję i trafił w tylne koło rywala. - Zawsze to samo. Magnussen był, jest i będzie głupi - krzyczał przez radio.
Sędziowie przeanalizowali to zdarzenie i nie nałożyli kary na Duńczyka. Uznali, że kierowca Haasa skręcił zanim Leclerc zaczął go wyprzedzać. Palmer jest innego zdania. Ekspert "BBC" uważa, że 26-latek zrobił to z premedytacją i liczył, że przestraszy Leclerca.
- Magnussen przesunął się na torze zbyt późno. Jeśli chcesz bronić pozycji, to musisz przenieść się do środka wcześniej i dać rywalowi czas na reakcję. Tu chodzi o ściganie fair-play. Jestem pewny tego, że Magnussen wiedział, co robi. Zobaczył w lusterkach Leclerca i czekał do ostatniej chwili, by go wypchnąć. Źle ocenił sytuację, zrobił to zbyt późno, zbyt agresywnie zmienił tor jazdy i zepsuł nie tylko swój wyścig, ale i Leclerca - stwierdził Palmer.
Formuła 1 ma dylemat
Obecnie F1 stoi przed dylematem. Z jednej strony powtarzają się argumenty, że rywalizacja w królowej motorsportu stała się nudna i kibicom brakuje bezpośredniej walki koło w koło. Gdy jednak do niej dochodzi, kierowcy bardzo często są karani. Efekt jest taki, że w następnej tego typu sytuacji odpuszczają, czekając na lepszy moment na przeprowadzenie ataku. To znów przekłada się na oglądanie procesji przed telewizorami.
Sędziowie muszą jednak mieć na względzie również względy bezpieczeństwa. Nikt bowiem nie chce, aby F1 pozbawiła życia kolejnego kierowcę. Tym bardziej, że samochody stają się coraz szybsze, a przez to margines błędu się kurczy.
- Jak dla mnie, w przypadku incydentów koło w koło, trzeba dać kierowcom więcej swobody. Spójrzmy prawdzie w oczy. W tym roku w F1 nie mieliśmy wielu ciekawych akcji, nie było wielu wyprzedzeń. Szkoda, że gdy już do tego dochodzi, to kierowcy są karani. Z drugiej strony, brak konsekwencji dla Magnussena, gdy w ostatniej chwili zmienia tor jazdy przy prędkości ponad 200 km/h, jest dziwne - ocenił Palmer.
Brytyjczyk ma jednak świadomość, że praca sędziów nie należy do najłatwiejszych. - Mają trudne zadanie do wykonania. Zawsze znajdą się tacy, którzy nie będą zadowoleni z ich decyzji. Niezależnie od tego czy kierowca otrzyma karę, czy też nie. Chciałbym jednak, aby takich surowych decyzji za walkę w kontakcie było mniej - zaapelował były kierowca F1.