Nagrania z restauracji "Sowa i Przyjaciele" doprowadziły do obalenia rządu PO i PSL, a tym razem uderzyły w premiera Mateusza Morawieckiego. O ile wcześniejsze taśmy z udziałem obecnego premiera przeszły bez większego echa, o tyle te, na których komentuje wypadek Roberta Kubicy, wywołały nie lada zamieszanie.
- Ja nie chcę, k..., co roku pięć dych płacić (...). Na szczęście złamał rękę, raz, drugi - powiedział Morawiecki, gdy szefował bankowi BZ WBK, który jako podmiot należący do grupy Santander, miał dorzucać się do kontraktu Kubicy w Ferrari.
Wszyscy wiemy, przez co przeszedł polski kierowca. Fatalny wypadek sprawił, że znalazł się jedną nogą na tamtym świecie. Poważne obrażenia sprawiły, że przeszedł mu obok nosa kontrakt w Ferrari i szansa na tytuł mistrzowski w F1. W tym kontekście słów Morawieckiego obronić się nie da. Tym bardziej, że jako prezes banku nie wypłacałby pieniędzy na sponsoring Kubicy z własnej kieszeni. Ba, w tym czasie BZ WBK nie miał najmniejszych problemów, by wydawać spore kwoty na reklamy z udziałem Chucka Norrisa czy Kevina Spaceya.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: przepiękny gol syna Cristiano Ronaldo. Będą z niego ludzie!
Druga kwestia, że osobie, która promuje wartości chrześcijańskie, nie wypada cieszyć się z cudzego nieszczęścia. Nie dziwi zatem, że w poniedziałek polityczni przeciwnicy Morawieckiego zaczęli wykorzystywać wypowiedź do ataków na premiera.
Wątpliwe jednak, aby słowa Morawieckiego mocno dotknęły Kubicę. Krakowianin na tyle długo żyje na tym świecie, że pewne sytuacje go nie zaskoczą. Sam ma doświadczenia ze światka Formuły 1, który nie należy do najczystszych. W nim jedno się mówi, by robić drugie. Podczas rozmowy w cztery oczy się chwali, by za plecami krytykować. Takie są realia F1, w której jest coraz mniej sportu, a coraz więcej polityki. Sam Kubica przekonał się o tym najlepiej zeszłej zimy, gdy długo był przekonany, że zostanie kierowcą Williamsa, by na ostatniej prostej zostać wyprzedzonym przez dolary Siergieja Sirotkina.
Z nagranych słów premiera może jednak wyniknąć coś dobrego. Kubica ciągle walczy o powrót do F1 i ma szansę na kontrakt w Williamsie. W tym samym zespole, który wystawił go do wiatru ubiegłej zimy. Dlatego nie ma się co oszukiwać. Kluczowy dla Brytyjczyków będzie pakiet sponsorski danego kierowcy. Morawiecki ma zatem szansę, by wyjść z twarzą z kryzysu wywołanego taśmami. Wystarczy, że przekona szefów kilku spółek państwowych, że warto dorzucić coś więcej do sponsoringu 33-latka. W ten sposób zmyłby winy sprzed lat.
Nie ma bowiem wątpliwości, że wyciek taśm na temat Kubicy zaszkodził Morawieckiemu. Świadczy o tym szybka reakcja sztabowców i zwołanie spotkania z kierowcą, który akurat przebywał w Warszawie. W mediach społecznościowych wręcz wrzało. Pojawiały się kolejne komentarze, a akurat Kubica ma w Polsce jedną z bardziej wiernych rzeszy kibiców, która pójdzie za nim w ogień. Przekonali się już o tym ci, którzy swego czasu krytykowali Polaka, chociażby za próbę powrotu do F1. Odzew fanów Kubicy był natychmiastowy. Zresztą, zapoczątkowana w zeszłym roku akcja #SupportKubica, która miała na celu okazanie wsparcia krakowianinowi, warta była kilka milionów dolarów.
Kibice Kubicy to spory elektorat wyborczy, który po wycieku taśm trzeba jakoś udobruchać. Z pewnością wielu z nich wybaczyłoby premierowi, gdyby usłyszeli, że to właśnie jego osobiste stawiennictwo doprowadziło do tego, że kierowca ponownie znalazł się w F1. Morawiecki wytrąciłby też przeciwnikom politycznym argumenty z rąk. Bo jak tu krytykować pomoc dla polskiego sportowca, który promuje nasz kraj w jednej z bardziej popularnych i elitarnych dyscyplin na świecie? Nie da się.
Jednak to melodia przyszłości. Póki co, Morawieckiemu i Kubicy musi wystarczyć wspólne zdjęcie po ich poniedziałkowym spotkaniu. Jak zapewnił polski kierowca, "no hard feelings" (bez urazy - dop. aut.). I trudno mu się dziwić. Krakowianin wie, że jeśli ma wrócić do F1, to tylko z pomocą polskiego rządu. Paradoksalnie, po wycieku najnowszego nagrania, jest o nią łatwiej.
Czy wtedy, kiedy kieruje słowa do wszystkich polskich sportowców, że nie jest zainteresowany nimi wtedy, kiedy mają kontuzje, kiedy mają Czytaj całość