Lewis Hamilton miał zdecydowanie ułatwione zadanie poprzez błąd Sebastiana Vettela na pierwszym okrążeniu. Niemiec minimalnie zbyt optymistycznie oszacował prędkość wejścia w zakręt i walcząc z Danielem Ricciardo obrócił się tracąc wiele pozycji. Ten incydent wpisuje się dobrze w pewien ciąg drobnych zdarzeń, które mocno ograniczyły szanse Vettela na tegoroczny tytuł. Pisałem o tym szczegółowo ostatnio, więc nie będę kolejny raz przytaczał błędów Niemca. Dość powiedzieć, że było ich co najmniej kilka, niektóre wyglądały raczej niewinnie, ale na tablicy punktowej decydowały o poważnej różnicy. Do tego doszło kilka potknięć strategicznych zespołu i efekt jest taki, że zdobycie tytułu przez Hamiltona to aktualnie w zasadzie formalność.
W GP USA start był decydujący dla Kimiego Raikkonena. Fin rewelacyjnie rozpoczął wyścig obejmując prowadzenie po krótkiej walce z Hamiltonem. To była specyficzna walka w wydaniu Lewisa, zresztą nie ostatnia w tym Grand Prix. Kierowca Mercedesa jakby nie był sobą. W normalnych warunkach jest zawodnikiem bardzo zdecydowanym, chętnie podejmującym ataki. Tutaj było sporo niepewności czy wręcz wycofywania się z prób ataku. Wszystko oczywiście za sprawą z góry ustalonej strategii. Zdecydowanym priorytetem, tak dla Lewisa jak i jego zespołu było zdobycie tytułu, względnie solidny dorobek punktowy. Jasne było zatem, że Hamilton będzie robił wszystko, aby nie wpakować się w jakiekolwiek kłopoty.
Istotny punkt wyścigu to neutralizacja, w tym przypadku wirtualny samochód bezpieczeństwa. To zawsze okazja do wizyty w alei serwisowej. Przy dużo wolniejszej jeździe strata wynikająca ze zmiany opon jest nominalnie mniejsza. I tu ciekawostka strategiczna. Prowadzący Raikkonen nie zjechał, a jadący tuż za nim Hamilton dostał polecenie podjęcia innej decyzji od Kimiego. Skoro zatem Ferrari jechało dalej to Lewis zjechał. Na pierwszy rzut oka ewidentny, kolejny w tym sezonie błąd taktyczny Ferrari. Jednak w ostatecznym rozrachunku to Kimi, a nie Lewis wygrał wyścig. Mogłoby być odwrotnie właśnie gdyby Mercedes inaczej doradzał strategicznie Hamiltonowi. Wszystko sprowadzało się bowiem do momentu neutralizacji. Wypadła ona za wcześnie, aby można było bez ryzyka ukończyć wyścig na założonym właśnie komplecie opon, a przecież zarządzanie ryzykiem było dla Mercedesa podstawą Grand Prix USA. Skoro zatem kondycja opon pozostawiała w drugiej części wyścigu dużo do życzenia, bezpieczniej było po prostu je zmienić, tracąc w ten sposób szanse na zwycięstwo. Jednak ewidentnie była to konsekwencja tego pierwszego, zbyt wczesnego pit stopu. Odniosłem wrażenie jakby Mercedes tak bardzo koncentrował się na dojechaniu i wykluczaniu ewentualnych usterek, że poszedł jakby trochę na skróty z obliczeniem optymalnej strategii. Postawiono po prostu na odmienność w stosunku do Ferrari.
Końcówka wyścigu z kolei to pasjonująca walka trzech kierowców o zwycięstwo. Przez około 10 okrążeń cała trójka jechała na granicy strefy DRS. Jednak i w tym przypadku nastawienie "nie ryzykować" było widoczne. Po pierwsze nieudany atak Hamiltona na Maxa Verstappena, a po drugie bardzo restrykcyjne oprogramowanie silnika Mercedesa.
Hamilton, pomimo DRS nie był w stanie zaatakować pod koniec prostej Verstappena.
Oficjalnie Hamilton nie jest jeszcze tegorocznym mistrzem, ale za chwilę nim będzie. Ferrari jedyne co może teraz zrobić, to skierować wszystkie swoje siły na przygotowania do sezonu 2019.
Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.
Strona fundacji Wierczuk Race PromotionProfil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku
ZOBACZ WIDEO: Wspinaczka debiutuje na igrzyskach olimpijskich. "To ogromny krok do przodu"