Pierwotny plan Liberty Media zakładał, aby od roku 2021 zespoły Formuły 1 mogły wydawać maksymalnie 150 mln dolarów. Właściciel F1 od pewnego czasu ma jednak świadomość, że to się nie uda. Amerykanie mieli pójść na kompromis i cięcia wydatków miały być wprowadzane tak, aby osiągnąć postulowany pułap w sezonie 2023. Jednak ostatecznej decyzji w tej sprawie ciągle nie ma.
- Myślę, że poczyniono pewne postępy w zakresie przepisów technicznych. Inaczej jest w temacie ekonomii i limitów finansowych. Tu nie ma żadnego porozumienia - powiedział Louis Camilleri, dyrektor generalny Ferrari.
Włoch objął rządy w Maranello latem po nagłej chorobie i śmierci Sergio Marchionne. Poprzedni prezydent Ferrari był głośnym przeciwnikiem zmian w F1 i groził, że Włosi mogą opuścić królową motorsportu. Camilleri nie jest tak stanowczy.
- Moim zdaniem ograniczanie kosztów ma sens, ale wszystko zależy od szczegółów. Dopiero na samym końcu zobaczymy i zrozumiemy jak to ma wyglądać. Jednak jak do tej pory, nie wypracowaliśmy kompromisu - dodał.
Nowy dyrektor generalny nie zgodził się też z opiniami, że to właśnie śmierć Marchionne sprawiła, że Ferrari przegrało tegoroczną walkę o mistrzostwo w F1. - Mówienie czegoś takiego jest niewłaściwe. Oczywiście, śmierć Sergio miała wpływ na zespół, ale Ferrari pozostało zjednoczone po tym zdarzeniu. Nieuczciwym byłoby łączenie wyników z tą tragedią. Sergio był kluczową częścią tego projektu, a utrata lidera zawsze jest trudna. Jesteśmy jednak zespołem, który ma wiele działów i każdy działa niezależnie - podsumował Camilleri.
ZOBACZ WIDEO: Polski wspinacz zachwycił Justynę Kowalczyk. "To się w głowie nie mieści!"