Ostatnie tygodnie nie są łatwe dla Daniela Ricciardo. Australijczyk nie ukończył aż sześciu z jedenastu wyścigów w ostatnim okresie. Ostatnia awaria w Meksyku rzutuje też na jego występ w Brazylii, bo z powodu wymiany turbosprężarki kierowca Red Bull Racing zostanie karnie przesunięty o pięć pozycji na starcie.
Jak się okazało, kary można było uniknąć, ale błąd popełniły osoby funkcyjne. W Meksyku, gdy Ricciardo zatrzymał swój samochód na poboczu, z okolic silnika zaczął się wydobywać lekki dym. Wirażowi uznali, że to zalążek pożaru i postanowili użyć gaśnic. Doprowadziły one do uszkodzenia turbosprężarki.
- Najwidoczniej funkcyjni są bardzo rozważni i jak zobaczyli dym, to postanowili zgasić pożar. Trudno ich za to winić. Jednak piana dostała się do wydechu, a następnie do turbosprężarki i to był jej koniec - zdradził Christian Horner, szef Red Bulla.
Z sytuacją pogodził się też Ricciardo, którego klątwa w F1 trwa w najlepsze. - W zeszłym tygodniu dostałem telefon, w trakcie którego wyjaśniono mi, co się stało. Myślę, że funkcyjni postawili gaśnicę zaraz obok tłumika i zaczęli pryskać pianą. W pewnym momencie byłem już pogodzony z tym, że w Meksyku nie dojechałem do mety, a potem ten telefon... Cóż, ale tak już właśnie jest - stwierdził kierowca.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Hołowczyc o sytuacji Roberta Kubicy: To może być dla niego szansa